wtorek, 31 stycznia 2017

Okiem pajęczycy - „Zima”, cz.9 - ostatnia!





   Na powitanie wędrowców wyskoczyły od razu Isia i Ipcia. Szalały przy bramie doczekać się już nie mogąc powrotu Zosi i Grzesia oraz Uzi z Acusiem. A ponieważ wagą i wielkością niewiele już swym rodzicom ustępowały, to i nie dziwota, iż skoczywszy na strudzonych, słabych niczym zgrzybiali staruszkowie gospodarzy przewróciły ich na wstępie i korzystając z okazji dokładnie wylizały twarze swych bezbronnych opiekunów. Och, jak ciężko im było z tej pozycji horyzontalnej się wykaraskać i nie zostać ponownie w śnieg powalonym. Gospodarze na zmianę śmiejąc się i prosząc o zmiłowanie opędzić się nie mogli od tak entuzjastycznie witających ich, półrocznych szczeniaków. Wreszcie zostawiwszy na ziemi plecaki i torby, pomagając sobie wzajemnie stanęli na drżących ze zmęczenia nogach i popatrzyli na swe gospodarstwo. Nic się w nim na pierwszy rzut oka przez te kilka godzin ich nieobecności nie zmieniło. Jednakże gdy tylko weszli do drewutni, w której Ipcia z Isią zwykły sypiać na stojącej tam od lat wygodnej kanapie ich oczom ukazał się następujący, mrożący krew w żyłach widok. Kompletnie rozszarpane leżysko przedstawiało sobą obraz nędzy i rozpaczy. Psiaki nudząc się widać podczas tego czasu, gdy nikogo w domu nie było a może z rozpaczy i złości zniszczyły kompletnie stareńką, lecz jakże przydatną dotąd kanapę. Rozwlekły na wszystkie strony podszycia i gąbki, na światło dzienne wystawiając sprężyniasty szkielet wersalki. Dzieło destrukcji wykonane było z ogromnym staraniem i zapałem!

- Podcięły gałąź, na której siedzą! – jęknęła na poły rozśmieszona na poły zrozpaczona gospodyni, przemyślając już, na czym psiaki teraz spać będą, skoro kanapa do niczego już się nie nadaje. Isia z Ipcią ze względu na to, że czasami nadal zdarzało im się zsikać w domu sypiały w koziarni. Tam mogły nocą robić, co chciały a było im w tym pomieszczeniu o wiele cieplej, niż gdyby miały nocować w budach.
- Wypcha się ją na razie sianem, przykryje starym kocem i może jakoś do wiosny wytrzyma. Potem jej drewniane części spalimy a resztę w czarnych workach wywalimy. Dobrze, że śmieciarze przyjeżdżają co miesiąc. Do wiosny już niedaleko! A wiosną maluchy będą mogły już sypiać w budzie razem z rodzicami! Albo nawet zbuduję dla nich nową budę, jakby Uzia z Acusiem wpuszczać ich nie chciały! – pocieszył ją gospodarz, pieszcząc nieustannie cieszące się do niego niczego nieświadome destruktory!


   Gospodarze westchnęli i zajrzawszy jeszcze do spokojnie przeżuwających siano kóz oraz do rozgdakanych na ich widok kur do domu nareszcie się skierowali wlokąc za sobą przeraźliwie ciężkie plecaki oraz torby. Opędzać się przy tym musieli od wielce zaciekawionych ich zawartością szczeniaków oraz zazdrosnych o uwagę opiekunów dorosłych psisk.

   I oto nareszcie byliśmy w domu. Uzia z Acusiem od razu rzuciły się do wiadra z wodą i chyba wypiły z połowę, tak były po tej wielogodzinnej wędrówce spragnione. Maluchy natychmiast poszły w ich ślady, bowiem pozostawiona specjalnie dla nich w uchylonej drewutni woda zdążyła pokryć się grubą warstwą lodu. Dziesięciostopniowy mróz panujący w owym dniu na Pogórzu ubierał drzewa i pola w prześliczny płaszczyk szadzi, jednak zimno było przejmujące. Takoż i w domu lodowatym chłodem zawiało, co gospodarze poczuli ledwo wyswobodzili się ze swych wierzchnich okryć. Na moje szczęście Grzesiek porzucił swoją kurtkę na krześle kuchennym, z czego skwapliwie korzystając szybciutko wydostałam się z kaptura i przelazłszy sobie tylko znanymi pajęczymi ścieżkami usadowiłam się w kryjówce między szafkami. Miałam tam schowaną na czarną godzinę wielką, tłustą muchę, która przedwcześnie kilka dni temu obudziwszy się z zimowego snu od razu w moje sidła wpadła. Jakże byłam szczęśliwa mogąc się nareszcie posilić i zagłuszyć dotkliwe burczenie w pustym brzuszku. Schrupawszy ze smakiem pysznego owada zajęłam się swoją toaletą oraz obserwacją poczynań mieszkańców tego domu.
   Gospodarz pojękując na drżących ze zmęczenia nogach powlókł się do kotłowni i najszybciej jak się dało rozpalił w piecu. Potem wrócił do kuchni i w poszukiwaniu czegoś nadającego się do picia chwycił po prostu za czajnik i przechyliwszy ku ustom jego dzióbek głośno łykając wychylił całą zawartość.
- Zaraz zrobię nam herbaty! – stęknęła gospodyni, która przysiadłszy na chwilę na kanapie w pokoju obok usiłowała się podnieść a nic a nic się jej to nie udawało. Słaba była biedulka bardzo a na dodatek strudzone wyprawą Uzia z Acusiem układając się na dywanie przyległy jej stopy i teraz starała się na tyle ostrożnie wstać by nie obudzić kochanych niebożąt śpiących snem sprawiedliwych.

- Grzesiu! Chodź mi tu pomóż, bo taka jakaś zrobiłam się ciężka, jakbym tonę ważyła! – poprosiła wyciągając do gospodarza dłonie.  Ten podszedł do żony chwiejnym krokiem i pochyliwszy się nad nią szepnął by mocno objęła go za szyję a potem pomógł jej powstać i przekroczyć nieprzytomne psiska. 


   Tymczasem szczeniaki nic sobie ze zmęczenia gospodarzy nie robiąc namolnie domagały się ukrytych w plecakach smakołyków. Wsadzały ciekawskie pyski w czeluści toreb i popiskiwały popatrując na Zosię i oblizując się łakomie. Ta wyjęła na stół reklamówki z kurzymi korpusami i pomagając sobie nożem rozszarpała i pocięła kilka z nich na części a potem napełniła nimi psie miski.  Słysząc smakowite chrupanie kości, jeszcze przed momentem padnięte dorosłe psiska powstały jakby je prąd kopnął i dołączyły do uczty. Także śpiące dotąd na fotelach koty rozmiałczały się pożądliwie i choć nie było ich zwyczajem posilanie się w środku dnia tym razem także zapragnęły mieć udział w uczcie. To gromadne, wielkie żarcie trwało dobrych kilkadziesiąt minut. W tym czasie zwierzaki pochłonęły około pięć kilo korpusów oraz kilogram surowej wątroby. To wszystko przegryzły jeszcze chrupiącą, suchą karmą. Następnie znowu wypiły wiadro wody a wreszcie najedzone jak bąki pokładły się gdzie bądź i zapadły w głęboki, długi sen. Także kociska powróciły na swe ciepłe fotele i zwinąwszy się w kłębki zamruczały sennie…

   Gospodyni ostatkiem sił drepcząc po kuchni popakowała w worki resztę zakupionych zapasów, pochowała je do zamrażarki i stwierdziła, że teraz nareszcie może zająć się przyrządzaniem czegoś do jedzenia dla siebie i drzemiącego od jakiegoś czasu w fotelu męża. Zanim jednak zabrała się za rozpalanie pod kuchennym piecem wzięła zielony koc i troskliwie okryła Grzesia.

- Śpij, śpij mój ty biedaku zdrożony! Ojej! Aleś sobie twarz sadzami upaprał! – szepnęła delikatnie całując małżonka w czubek poczerniałego nosa a potem wycofała się na paluszkach nie chcąc budzić gospodarza i pochrapujących u jego stóp czterech, wielkich psów. Następnie wzdychając ciężko przysiadła przy stole kuchennym i oparłszy na ramionach głowę przymknęła oczy od razu zapadając w drzemkę.
- Tylko na moment, tylko na chwilkę. Dom się przecież nie zawali, jeśli i ja troszkę odsapnę…- wymamrotała jeszcze a potem o całym świecie zapomniawszy ufnie odpłynęła w obcięcia Morfeusza.

   I ja poczułam się wówczas jakby ktoś rozpylił w domu gaz usypiający. A choć słońce stało jeszcze wysoko na niebie ukokosiłam się wygodnie w swej kryjówce, otuliłam miękką kołderką pajęczyn i zamknąwszy znużone oczęta momentalnie zapadłam w mocny, serdeczny sen. Śniły mi się jakieś długie wędrówki po śniegu, twarze napotkanych podczas drogi ludzi, śmiech gospodyni zadowolonej z sanny, wesołe pyski biegnących za saniami psów... 

   Całe domostwo pogrążyło się w błogim śnie rozgrzane ciepłem ludzkim i buzującym w piecu ogniem.  Komin raźno buchał pachnącym jesionowym i śliwkowym drewnem dymem, roznosząc jego przyjemną woń po całej okolicy. A za oknem trzy pogórzańskie siostry: wichrzyca, śnieżyca i dujawica, wzbijając w górę tumany śniegu oraz strząsając szadź z krzewów wyprawiały szalone swe tańce i śpiewały o dalekich polach, lasach i wzgórzach w zimowej baśni zaklętych. Ale nikt ich pieśni nie słyszał. No, może tylko wróżka przedwiośnia nieśmiałym krokiem zza mórz podążająca w stronę spowitego mleczną mgłą, mroźnego Pogórza…

   Serdecznie dziękuję wszystkim czytelnikom za dotrwanie do końca tej opowieści. Teraz pajęczyca trochę odpocznie a w lutym, kto wie, kto wie...? Może posnuje się jakaś następna nić...?

28 komentarzy:

  1. To ja dziękuję, za możliwość przeczytania tego dzieła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nikt tego nie czytał i nie komentował nie chciałoby mi się pisać!:-)

      Usuń
  2. A ja dzięki szczeniakom dowiedziałam się, jak wygląda konstrukcja wersalki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od tamtej pory codziennie dowiaduję się tego jeszcze bardziej, albowiem szczeniaki kontynuują swe dzieło z niegasnącym zapałem!:-)

      Usuń
  3. A to szkodniki jedne!! Nudzić się im zachciało, kiedy gospodarze targali z takim trudem jedzenie dla nich.
    Zima to chyba najtrudniejszy czas dla wszystkich ...

    Mam nadzieję na kolejną nić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szkoda tej kanapy, bo bardzo była nam użyteczna, stara, ale jara (to jeszcze po poprzednim właścicielu domostwa)!
      Zaczyna sie troszkę ocieplać. Rodzi sie maleńka nadzieja, na rychłe nadejscie wiosny!:-))

      Usuń
  4. Mam nadzieje, ze Gospodarze juz doszli do siebie po tej przygodzie. Ipci i Isia takie niewinne pysiole maja, a nabroily, ze az sie wierzyc nie chce.

    Pajeczyco, zakochanam w Twoich opowiesciach i nieceirpliwie czekam na nastepne... :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gospodarze po tamtej wyprawie zdązyli już nie raz znowu zmęczyc sie i odpoczać.Wprawdzie juz takich karkołomnych wyzwań nie podejmowali, to jednak zimą człowiek słabowity i wystarczy mu byle co, żeby sie zzipać i paść bez sił!
      Bardzo sie cieszę, że tak zyczliwie przyjmujesz moje opowieści, Moniko! Serdecznie macham Ci moja pajecza nóżką z oddali!:-))

      Usuń
  5. Piekne zakonczenie opowiesci, ale to chyba nie koniec naszych spotkan z Pajeczyca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, o tym co dalej. Jak już wymyslę, to oczywiście objawię efekt owych dumań!:-))

      Usuń
  6. Proszę o więcej i więcej ,zakończenie piękne .Mam nadzieje Olgo ,że jeszcze poczytamy Twoje opowiastki niekończenie o pajęczycy:).
    Pozdrawiam i głaski dla piesków rozrabiaków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że lubisz tego typu opowiastki, Urszulko! A ja cieszę się, że mam dla kogo pisać! Pewnie nie raz jeszcze cos napiszę. A na razie troche sobie dychnę.
      Pozdrawiamy serdecznie z nieco cieplejszego nareszcie Pogórza!:-))

      Usuń
  7. ja również z podziękowaniem przybiegam....

    Sprawiłaś opowieścią zimową niespodziankę...
    Dla takich przyjemności warto wędrować po blogach, nie być tylko anonimowym podglądaczem, ale mieć możliwość pisania komentarzy.

    Za chwile radości, które sprawiłaś niech słoneczko do Was często zagląda, a psy za opiekę nie strzegą domostwa codziennie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Alis, że byłaś wierną, życzliwą i komentującą czytelniczką pajęczych opowieści!Ważne jest dla mnie by wiedzieć kto mnie czyta i co o tej lekturze myśli. Nie lubie pisać w pustkę.
      Dziekuję i pozdrawiam serdecznie!:-))

      Usuń
  8. Cudny klimat pajeczyco 😀pisz, pisz więcej ku pokrzepieniu serc. Co wieczór tu biegnę z nadzieją na nowe opowieści. I usciskaj gospodarzy 🎎😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ojej! Jak się cieszę, że tak ładnie o moich opowieściach napisałaś, Małgosiu! Krzepią serca? Naprawdę? No cała sie spłoniłam z radości!Dziekuję z całego serca!:-))

      Usuń
  9. Ogromnie cieszę się z tak szczęśliwego zakończenia. Trochę tylko jestem zatroskana ich podupadłą kondycją, lecz mam nadzieję, że rychło do siebie dojdą i nie będą więcej brawurowo swym cennym zdrowiem szafować. Mam też pewne obawy jeśli idzie o żołądki czworonożnych łakomczuszków. Ale trudno im się dziwić, że się smakołyków domagały. Właściwie to miałam zapytać o kwestię utylizacji śmieci w takiej odludnej sadybie, ale nieco już mi się, dzięki tej opowieści, w głowie rozjaśniło. Co miesiąc przyjeżdża śmieciarka - to zdaje się dosyć rzadko. Chyba, że takie organiczne odpadki można jakoś unieszkodliwiać, by nie gniły i nie wabiły robactwa. Że o zapachu takich składowanych śmieci już nie wspomnę. Ogólnie biorąc, nie ma tutaj lekko...
    W każdym razie czekam na następne opowieści sympatycznej Pajęczycy. Może by tak nadać jej jakieś imię?:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gospodarze coraz słabsi a wciąż chyba z tym niepogodzeni. Jednak ja, pajęczyca codzień przemawiam im do rozumu i może wreszcie moje słowa padną na podatny grunt!:-)
      Czworonozne łakomczuszki mają takie apetyty, że tamte zapasy skończyły się w try miga! Na szczęście wkrótce przyjechała odśnieżarka i można było pojechac do sklepu by uzupełnic zapasy!
      Co do śmieci organicznych, to na wsi nie ma z nimi najmniejszego problemu. Bo czego nie zjedzą kury albo kozy to ląduje na oborniku i tworzy sie z tego świetny nawóz. A niewiele organicznych odpadków tam trafia, bo kury i kozy mają apetyty nie gorsze niż psy i koty!
      Pajęczyca na pewno nie zamilknie na wieki, bo polubiła te bajania! A co do jej imienia...Masz rację! Jakos dotąd nie pomyslałam, że moja ulubienica wciaż jest bezimienna!:-))

      Usuń
  10. Nie tylko dzieci w domu się nudzą :) Nasz Golden potrafił każdej osobie z rodziny zniszczyć jeden skórzany but od pary za karę, że zostawialiśmy go samego...
    Czekam na kolejne opowieści Pajęczycy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha! Zniszczył Wam po jednym bucie od pary? A to huncwot! I mądrala! Rozrabiaki niesamowite z tych naszych psiaków. Ale człowiek nie umie sie gniewać na szczeniaki. Tyle w nich niewinnosci i słodyczy!:-))

      Usuń
  11. Bardzo sie napracowaly Wasze zwierzatka, bardzo 😉 Mlodosc 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Pracowite gagatki do tej pory kontynuują swoje zbożne dzieło! Dzisiaj wersalka juz prawie nie przypomina wyglądem wersalki. To jakieś kłęby szmat, gąbki i siana wraz ze sterczącymi coraz dumniej sprężynami!:-))

      Usuń
  12. Może ogłosimy jakiś konkurs i wybierzemy imię dla pajeczycy? 😀 proponuję klementynka 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny pomysł, Małgosiu!:-) Napiszę na ten temat następnego posta!:-))

      Usuń
  13. Szkoda, że to już koniec zimowej opowiastki. Jedno mnie tylko zastanawia, czemuż to pajęczyca nie podpowiedziała, żeby saneczki zabrać ze sobą kto wie może byłoby lżej. Podziwiam werwę "maluchów" że tak dokładnie rozprawiły się z kanapą. Dobrze, że wyprawa póki co zakończyła się, teraz sen potrzebny jest, tylko dlaczego Gospodyni jeszcze sobie utrudniła siadając przy stole, a nie lepiej było przytulić się do ciepłego Gospodarza??? No dobrze nie zakłócam spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pajęczycya nie podpowiedziała nic o sankach, bo gospodarze sanek nie mają!Muszą dopiero sobie sprawic na przyszłosć.
      Maluchy nadal niszczą kanapę i niewiele juz z niej do tej pory nie zostało. A gospodyni nie przytuliła sie do gospodarza, bo on zasnął w fotelu a tam miejsca dla dwojga ni było...
      Buziaki serdeczne, Oleńko!:-))

      Usuń
  14. Wczułam się w tę opowieść każdym ciężkim oddechem, każdym obolałym mięśniem. Fantastycznie opisałaś zmęczenie dochodzące do granic wytrzymałości. Oj, chyba bym nie dała rady towarzyszyć Wam w tej wędrówce ...
    Szary Pies Piątek obrał kiedyś ze "skóry" siedzenia w nowo kupionej bryczce. Zdjął pokrycie i rozszarpał na strzępy warstwy gąbki. Chyba znam to uczucie szoku i niedowierzania, że to co się widzi, dzieje się naprawdę :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie zmęczenia, których sie nie zapomina - to chyba należało do takich własnie. Do tej pory czuja to moje stopy i plecy. Chyba sie więcej na takie wędrówki nie poważę a na pewno nie z takim obciążeniem.
      Twój Pies Piątek chyba jakoś spokrewniony jest z moimi gagatkami! Pieski bywają wielce utalentowane w destrukcji a przy tym uparte i zawzięte, jakby nie kanapę czy siedzenie w bryczce niszczyły, ale jakiegoś wroga.
      I ja pozdrawiam Cię serdecznie i dziekuję, że zajrzałaś do mnie!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze komentarze!:-))