- O rety, olaboga!
Zachciało mi się do Grzesiowego kołnierza włazić, to teraz mam za swoje! –
jęczałam gramoląc się w lodowatym śniegu i na gwałt szukając czegoś ciepłego, w
co mogłabym się wtulić. A śpieszyło mi się bardzo, bowiem korzystając z nadarzającej
się okazji trzy pogórzańskie siostry: wichrzyca, śnieżyca i dujawica od razu wzięły
mnie w obroty aby świstać, chichotać i złośliwie dmuchać w mą stronę mroźnym
powietrzem. A potem poczęły toczyć kulkę śniegu, do której chciały mnie
najwidoczniej przylepić!
- A
niedoczekanie wasze! – pisnęłam i jak tylko mogłam najszybciej odbiegłam pod
krzak tarniny, gdzie ku mej wielkiej radości znalazłam rękawiczkę Grzesia.
Pewnie przy upadku wyleciała mu z kieszeni a teraz stała się dla mnie
błogosławionym, ratującym życie schronieniem. Przycupnęłam w niej zwinięta w
ciasną kulkę i próbując wykrzesać z siebie choć odrobinę energii zaczęłam
nasłuchiwać dochodzących z zewnątrz dźwięków. Co nieco także widziałam, bowiem
nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości przez dziurkę w rękawiczce
podglądałam poczynania mych gospodarzy.
Zobaczyłam, że Zosia pomogła Grzesiowi wstać
i otrzepać się ze śniegu a potem dopytywała go o to, czy go aby coś nie boli,
czy czegoś sobie przy upadku nie złamał.
- Nic mi nie
jest – odrzekł całkiem dziarskim głosem Grześ – Mam więcej szczęścia niż rozumu,
bo jakbym poleciał dalej to pewnie walnąłbym głową w pień tamtej brzozy. A tak
to tylko trochę strachu się najadłem, no i pełno śniegu dostało mi się za
kołnierz i do butów. Ależ mnie to ziębi!Brrr! – zatrząsł się gospodarz a gospodyni, czym
prędzej wsadziła mu rękę pod podkoszulek i wydobyła stamtąd kilka wielkich
grudek zbrylonego śniegu.
- To co? Wobec
tego wracamy na drogę i idziemy dalej do miasteczka, tak? Dasz radę, kochanie? –
dopytywała, troskliwie poprawiając mężowi szalik i mocniej naciągając mu czapkę
na uszy.
- Pewnie, że
dam! Tylko zrobię jeszcze zdjęcie temu miejscu, gdzie upadłem. Będzie na
pamiątkę! – odrzekł Grześ z uśmiechem. Po chwili jednak uśmiech gwałtownie
zniknął z jego oblicza. Okazało się bowiem, iż podczas wywrotki jego aparat
fotograficzny doznał jakowegoś uszczerbku, ponieważ przycisk migawki zaciął się
i mimo poprawiania baterii, karty pamięci oraz dokładnego oczyszczenia
urządzenia nie dało się go w żaden sposób reanimować.
- A to feler! –
westchnęła gospodyni patrząc ze współczuciem na zmartwionego męża. Grześ natomiast zaklął szpetnie, co widać przyniosło mu niejaką ulgę, ponieważ po chwili
wróciły mu resztki optymizmu i stwierdził, że w domu na pewno da radę jakoś
naprawić zbuntowane ustrojstwo. W końcu, jak na złotą rączkę przystało, nie
takie już rzeczy naprawiał.
Gospodyni zgodziła
się z nim skwapliwie. Przecież jej Grzesiek sobie tylko wiadomymi sposobami, potrafił
uzdrowić w ich domu wszystko: zepsuty hydrofor, grzałkę w czajniku, spłuczkę w
ubikacji, pompę przy piecu C.O. i wiele innych, potrzebnych na co dzień rzeczy.
- Bez Ciebie
marnie bym zginęła – zwykła powtarzać, gdy jej mąż z okrzykiem tryumfu
pokazywał jej kolejne, naprawione przez siebie urządzenie. Dlatego wierzyła w
niego i wiedziała, że póty będzie nad czymś siedział, aż mu to zapracuje.
Ale dość już wszelkich dygresji, bo oto gospodyni wraz z gospodarzem,
trzymając się za ręce wspinali się w milczeniu ku drodze i ku czekającym tam na
nich, kręcących ogonami młynki, psom.
- A ja? Co ze
mną?! – pisnęłam rozpaczliwie, usiłując wygramolić się jakoś z rękawiczki i
podążyć za oddalającymi się ode mnie gospodarzami.
Któż by jednak usłyszał cichy głos
pajęczycy? Tym bardziej, że dujawica z wichrzycą robiły, co mogły by zagłuszyć
moje rozpaczliwe nawoływania. A ja krzyczałam, ile tylko sił w płucach
starczyło:
- Grzesiu!
Wracaj! Jeśli nie po mnie, to chociaż po rękawiczkę! Przecież ręce ci zmarzną.
Przecież nie dasz rady bez niej! Wracaj, proszę!
- Zosiu!
Zosieńko kochana! Ratuj mnie biedną! Nie zostawiaj mnie tutaj na pewną śmierć!
Jednak nikt nie zwracał uwagi na moje
błagania. Wlazłam więc z powrotem do rękawiczki i robiąc obrachunek swego życia
szykowałam się na rychły zgon. Szlochałam cichutko i trąc o siebie zmarznięte łapki
rozmyślałam o tym, że już nigdy nie zobaczę wiosny. Nigdy nie dane mi będzie zjeść
świeżych muszek ani popróbować motylich trucheł. Nie skosztuję też resztek z
talerzy mych gospodarzy ani nie spojrzę gospodyni w oczy…
Myliłam się jednak sądząc, że nikt nie
słyszał moich lamentów. Oto wzbijając tumany śniegu podążała w mym kierunku ta
wielka suka gospodarzy – Uzia. Węsząc dokładnie miejsce przy miejscu bez trudu
znalazła zagubioną rękawiczkę pana i złapawszy ją swym krokodylim pyskiem
zaniosła tryumfalnie pod stopy czekającego na wzgórzu Grzesia.
- A to dobra
psina! Kochana, mądra i dobra! – rozczulał się Grzesiek głaszcząc i pieszcząc dumną
ze swego wyczynu suczkę a Zosia przykucnęła przy niej, przytulając twarz do ośnieżonego
boku i śmiała się, gdy korzystając z okazji Uzia polizała ją zamaszyście po
okularach.
Potem gospodyni podniosła rękawiczkę i otrzepawszy ze śniegu podała ją gospodarzowi (trzepanie było dla mnie straszne, bowiem by nie wypaść z całych sił musiałam się trzymać się wełnianej, wyściełającej wnętrze rękawicy włóczki!). Jednak cudem jakimś udało mi się przetrwać to trzęsienie ziemi i ocaleć. I już chciałam westchnąć z radości, że wszystko dobrze się skończyło a psina Uzia będzie odtąd moją uwielbianą boginią, gdy gospodyni powiedziała coś, co znowu zmroziło mi krew w żyłach:
Potem gospodyni podniosła rękawiczkę i otrzepawszy ze śniegu podała ją gospodarzowi (trzepanie było dla mnie straszne, bowiem by nie wypaść z całych sił musiałam się trzymać się wełnianej, wyściełającej wnętrze rękawicy włóczki!). Jednak cudem jakimś udało mi się przetrwać to trzęsienie ziemi i ocaleć. I już chciałam westchnąć z radości, że wszystko dobrze się skończyło a psina Uzia będzie odtąd moją uwielbianą boginią, gdy gospodyni powiedziała coś, co znowu zmroziło mi krew w żyłach:
- No, skoro
nasza psinka tak dobrze się spisała, to ubieraj Grzesiu rękawiczkę i idziemy
dalej!
Słysząc
powyższe znowu pisnęłam przerażona widząc, iż Grześ bierze skwapliwie z rąk małżonki
odnalezioną część garderoby i bezceremonialnie zabiera się do jej zakładania...
- No tak!
Ledwie uniknęłam śmierci z powodu zamrożenia, to teraz już na pewno nie uniknę
zmiażdżenia! - zapłakałam, czym prędzej
uciekając do wnętrza najwęższego z tuneli wewnątrz rękawiczki, a będącego
niczym innym jak otworem na mały palec.
- Wiesz co,
Zosiu! Jednak powstrzymam się na razie z jej ubieraniem. Zobacz, jest taka
zimna i mokra. Włożę ją do kieszeni to się przynajmniej ogrzeje! – oświadczył nagle
Grzesiek a mnie od razu ogromny kamień spadł z serca. Moment śmierci został więc
oddalony. A może ona wcale nie jest mi pisana właśnie dzisiaj w ten zimowy,
mroźny dzionek? Może ocaleję i wraz z mymi gospodarzami przeżyję niejedną
jeszcze przygodę? – rozmyślałam pełna teraz nadziei i optymizmu. Jednak zmęczenie
przeżytym dopiero co horrorem kazało mi w tej chwili przymknąć oczy i zasnąć.
Koniecznie musiałam odpocząć, aby dojść od siebie i móc dalej cieszyć się
życiem oraz tą mroźną, lecz coraz bardziej ciekawą wyprawą…
Znalazłszy spokój oraz błogie ciepło w
kieszeni Grzesia przespałam w ten sposób resztę drogi do miasteczka. Obudził
mnie dopiero warkot przejeżdżających w pobliżu samochodów…
Dramatyczny odcinek!
OdpowiedzUsuńNo tak Basiu, pajęczyca przezyła najgorszą chyba przygodę swego życia!:-)
UsuńPiękne zdjęcia i uroczy piesio !
OdpowiedzUsuńDziękuję!:-)
UsuńMasz talent i wyobraznie kochana Olenko. Czy nie pomyslalas o pisaniu np. opowiadan dla dzieci?
OdpowiedzUsuńJak czytam te Twoje zimowe opowiesci to wlasnie oczami wyobrazni widze rozdziawione dzieciece buzki sluchajace kolejnych odcinkow. Bo w sumie opowiesc nadaje sie doskonale dla dzieci, no moze z wyjatkiem tego momentu z papierosem :)))
Napisałam kilka opowiadań i baśni dla dzieci. I rzeczywiscie, taki rodzaj twórczosci sprawia mi przyjemność. Tutaj jest na poły basniowo, na poły rzeczywiście. Sam fakt istnienia myslącej, gadającej pajęczycy jest przecież fantastyczny, ale jakże mi jej punkt widzenia pomaga w pisaniu! No i w końcu, skoro to ona opowiada, to trzeba było pochylić sie nad jej przezyciami.
UsuńA takich dorosłych (zabronionych dla dzieci)elementów, jak np. papierosy jest i będzie w tych opowieściach wiecej. W końcu piszę tu dla dorosłych (ale i niektórzy dorośli lubią bajki!):-))
Ja to wszystko wiem, mimo to ciagle mysle, ze powinnas czesc tych notek blogowych "przerobic" na opowiadania dla dzieci:))
UsuńTak jak ogromna popularnoscia ciagle sie cieszy Kubus Puchatek, ktory jest tlumaczeniem a nie jak wielu uwaza polska bajka tak moglaby powstac naprawde polska Pajeczyca z rodowodem.
Upieram sie bo ja to po prostu "widze". Widze kolejne opowiesci, ktorych glowna bohaterka moglaby byc niewidoma Misia opowiadajaca o swoim swiecie. Zreszta co ja sie tu wymadrzam nad tematami, Ty jestes ich kopalnia:))
Dziękuję Ci, Marylko za tę wiarę, którą pokładasz w mych umiejętnosciach pisarskich i w wyobraźni twórczej. Bardzo mi miło czytać takie, jak Twoje słowa. Zastanowię się nad tym, bo naprawdę dałaś mi do myslenia. Jeszcze raz dziękuję i ściskam Cie mocno o poranku!:-)*
UsuńChyba jednak udalo sie zreperowac aparat, bo zdjecia sa. ;)
OdpowiedzUsuńSparalizowalo mnie ze strachu o zycie pajeczycy, ale przeciez nie moglo sie zle skonczyc, bo nie byloby dalszego ciagu tej frapujacej opowiesci. :*
Hmm...Ja również miałam przy sobie wówczas aparat fotograficzny!:-)
UsuńNie mogłam przecież skrzywdzić pajęczycy - mojej ulubiienicy, mojego natchnienia twórczego!:-))
Jeszcze! Jeszcze! :)
OdpowiedzUsuńBędzie! Będzie!:-)
UsuńCzyli pajęczyca miała jednak szczęście. Koniec jej świata odroczony. Strach pomyśleć, co by to było, gdyby Grześ uparł się założyć tę rękawiczkę:))
OdpowiedzUsuńTak, pajęczyca miała szczęście! Gdyby go nie miała opowieśc byłaby zakończona, a na to nie mam na razie ochoty! Dlatego Grześ nie mógł ubrać rękawiczki. I pomyslec, ze czasem taki drobiazg, jak nieubranie rękawiczki może mieć wpływ na czyjeś zycie! (od razu przypomina mi sie biedny Berlioz z "Mistrza i Małgorzaty", który zginął dlatego, ze Annuszka wylała olej słonecznikowy):-)
UsuńWszystko dobre, co się dobrze kończy :)
OdpowiedzUsuńTo prawda! Pajęczyca będzie miała co wspominać!:-)
UsuńZazdroszczę Pajęczycy takiego spaceru z takim towarzystwem :). Śliczną macie psinkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOch, pajęczyca nie zapomni chyba tej wyprawy do konca zycia! Tyle sie biedula strachu najadła! Nie wiem, czy gdyby ją ktoś zapytał, czy wiedząc co sie stanie wybrałaby sie z gospodarzami, to czy odpowiedziała by twierdząco. Chyba wolałaby w domu tkwic i swoje pajęczyny za meblami kuchennymi wić!:-))
UsuńJa lubię opowieści...
OdpowiedzUsuńwięc czekam na cdn...
a usmiechy zostawiam przy okazji. :)
Cieszę się Alis, że lubisz takie opowieści i znajdujesz czas by zajsc do mnie na kolejne części tej pajęczej historii!:-))
UsuńOlenko, Ty to umiesz budowac napiecie... Starsust ma racje, szkoda, zeby przygody Pajeczycy pozostaly tylko w gronie Twoich czytelników!!! I na pewno znalazly by sie chetne ilustratorki do tego przedsiewziecia...
OdpowiedzUsuńAz nie moge sie doczekac c.d. :).
Dziękuje, Moniko!:-)
UsuńA rzeczywiscie, przydałaby sie jakaś dobra ilustratorka tej opowieści. Już sobie wyobrażam pajęczycę z diademem śniegowym na głowie albo uciekającą przed pogórzańskimi siostrami!
A ciag dalszy? Nastąpi w swoim czasie!:-))
Póki co, buziaczki ślę serdeczne!:-)♥
A to się najadłaś strachu Pajęczyco! Bałam się razem z Tobą.
OdpowiedzUsuńNa szczęscie ocalałam! Ale do tej pory, gdy pomysle o tej przygodzie to aż mróz idzie mi po odnóżach!:-))
UsuńTo teraz już wiesz, Pajęczyco droga, że jak jest zima, to jest zimno i siedzi się w domu :))
OdpowiedzUsuńJuż teraz wiem, oj, wiem! Mądra pajęczyca po szkodzie!:-))
UsuńOch Pajeczyco :)
OdpowiedzUsuńZima dotknela Cie swoimi zimnymi lapkami ;)
No sama sie przekonalas, latwo nie jest w tej bieli ale pociesze cie tym, ze wiosna juz blizej niz dalej :)
Ale nie dałam się! Mój pajęczy żywot nadal trwa i trwać będzie, albowiem co mnie nie zabije, to mnie wzmocni! :-)
UsuńMówisz, że wiosna już rychło nadejdzie? Gapie sie w to okno i gapię i niestety, żadnego jej zwiastuna jeszcze nie widzę, ale skoro dobra kobieto wlewasz do mego serca nadzieję, to ja sie jej będę trzymać. Dziękuję!:-))
FRUZIA-JAKA ONA PIEKNA!!!! CZEKAM co dalej
OdpowiedzUsuńsciskam lapeczki p.Gosia
Fruzia-Zuzia, Józia-Uzia jest piekna w każdej odsłonie!
UsuńCiag dalszy niebawem!
łapeczkuję serdecznie!:-))
To ci pajęczyca przygodę miała. Świetnie. No i gdyby nie wierna psina to i bajka o pajęczycy skończyłaby się. Dobrze, że póki co skończyło się dobrze.
OdpowiedzUsuńPajęczyca jak zasmakuje w tych przygodach, to wciaz bdzie chciała następnych!:-)
UsuńSuper napisane. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń