I oto nastała mroźna i śnieżna zima. Kolejna
z zim, które spędzałam w wiejskim siedlisku mych gospodarzy – Zosi i Grzesia.
Początkowo nie przypuszczałam, że tak się tutaj zasiedzę. Miałam zamiar
odpocząć przez parę miesięcy a potem wyruszyć dalej na podbój świata. Jednak
każdego dnia odkładałam decyzję o wędrówce na następny dzień, bo wciąż było tu
tyle do zrobienia i tyle ciekawych rzeczy się działo. Aż w końcu stwierdziłam,
że tak naprawdę to nie chce mi się już nigdzie łazić. Stara jestem i dość się w
życiu nawędrowałam. Zostaję, jakem
pajęczyca nad pajęczycami! Odejdę tylko wtedy, gdy ktoś naruszy moje terytorium
albo, gdy da mi poznać, iż jestem tu persona non grata!
Póki co jednak traktowano mnie tutaj z szacunkiem
a nawet czymś w rodzaju sympatii. Tutejsza gospodyni nigdy nie niszczyła moich
misternych sieci za meblami kuchennymi. Najwidoczniej doceniała mą pracowitość
i kreatywność, pomoc w polowaniu na muchy, komary, osy i biedronki. Nigdy też
nie uciekała z krzykiem na mój widok a wręcz przeciwnie, czasem spotykałyśmy
się na milczącym, pełnym głębokiego zrozumienia teta a tete. Tak zdarzało się
wówczas, gdy gospodyni przysiadała zmęczona na kuchennym krześle i popijając
herbatę zapatrzała się w przestrzeń za oknem. Wówczas wychodziłam ze swojej
ulubionej szpary między szafkami i przysiadałam na samym brzeżku blatu
wsłuchując się w myśli tej cichej kobiety. Wy ludzie nie wiecie o tym, jak
świetnymi psychologami jesteśmy my, pajęczyce. Nie dajecie nam szansy na
zbliżenie do siebie i przyrzekam wam – wiele na tym tracicie. Z Zosią było
inaczej. Bez obaw patrzyła w moje przenikliwe oczy. Wiedząc, że ma jakieś
zmartwienie starałam się przeniknąć swymi czułymi myślami do jej serca. Znaleźć
dla niej jakąś nitkę pociechy i wytchnienia, której mogłaby się uchwycić. I
zwykle mi się to udawało, z czego byłam bardzo dumna! Kiedy herbata była wypita
Zosia wydawała z siebie głębokie westchnienie a potem uśmiechając się do mnie
podążała do dalszego ciągu czekających na nią prac.
I mnie również czekało sporo roboty.
Musiałam przejrzeć wszystkie swoje sieci. Odkurzyć je i naprawić. Obejrzeć
zgromadzone w mej tajemnej spiżarni musze truchła. Sprawdzić, czy dobrze się
ususzyły, czy nie należałoby ich już teraz zjeść by zapobiec ich zepsuciu. Bo
prawdę mówiąc chętnie przekąsiłabym małe co nieco… Najedzona lubiłam na
kuchennym żyrandolu zwijać się w kłębek i stamtąd obserwować toczące się w tym
domu życie. Czułam się tam bezpieczna i daleka od kotów, psów i podmuchów
chłodnego powietrza krążącego często po domu w ten zimowy czas.
W tym styczniowym dniu gospodarze co i rusz
otwierali drzwi i okna, chociaż na dworze panowało wyjątkowe zimno a trzy
siostry: wichrzyca, dujawica i śnieżyca
wyprawiały szalone tańce za oknem. Razem z nimi wariowały cztery psy, z którymi
było prawdziwe utrapienie. Te kudłate bestie nie potrafiły się zdecydować, czy
chcą pozostać w śnieżnej zamieci czy też w domowym ciepełku. Ilekroć na drodze
pojawił się jakiś pies, przechodzień czy auto podnosiły szalony jazgot, drapały
w okno i targały na strzępy nowiutką firankę chcąc koniecznie wyjść na
zewnątrz. Zbyt dobrzy, jak na mój gust gospodarze zaraz posłusznie wypuszczali kapryśne
psiska na dwór. Te pobyły tam chwilę a potem dalejże drapać w kratę balkonu
albo we wstawione jesienią, dębowe drzwi. Widocznie łapeczki pieskom zmarzły i
musiały się koniecznie w domku zagrzać! Oj, sto światów z tymi rozpuszczonymi
jak dziadowskie bicze stworami! Będę musiała podpowiedzieć gospodyni, że
konieczna jest w tym domu jakaś dyscyplina. Inaczej nieustanne przeciągi
poniszczą moje najlepsze sieci a ja przeziębię się i zejdę nieboga z tego
świata! No i jak ci ludzie sobie tu beze mnie poradzą?!
O! A co to dzieje się za oknem? Jakiś
samochód znowu wylądował w rowie a dujawica tak go w koło obtańcowuje, że
kierowca nie daje rady wykaraskać się z przechylonego pod dziwnym kątem
pojazdu. Dostrzegam z daleka, że z drugiej strony samochodu usiłuje wyjść
pasażerka - jakaś starsza kobieta. A po co w ogóle opuszczała dom w taką zimową
porę? Nie lepiej jej było siedzieć przy piecu i grzać w spokoju stare kości? Trudno
mi nieraz zrozumieć dziwaczne fanaberie ludzi.
Oczywiście na widok samochodu w rowie psy
znowu podniosły alarm. Wszystkie wypadły na zewnątrz i zaczęły skakać po płocie
chcąc dostać się do owej kobiety. Nawet ta niewidoma biała psina podskakiwała
wysoko i szczekała najgłośniej ze wszystkich. Miałam jednak nadzieję, że
towarzystwo wkrótce się uspokoi, wróci na dłużej w domowe pielesze a mnie dane
będzie zażyć w końcu poobiedniej drzemki. Ale nie, bo znowu zaczyna się jakieś
zamieszanie. Rozemocjonowane psy nie dają za wygraną. Zaraz rozwalą ten kruchy
płot, polecą w siną dal i tyle ich widzieli. (Ach, jak spokojnie byłoby wówczas znowu w
domu!).
Widzę, że moi gospodarze ubierają się pośpiesznie. Naciągają na uszy śmieszne, wełniane czapy, na nogi wdziewają wielgachne buciory zwane przez nich gumofilcami a potem uzbrojeni w sznury i łopaty podążają ku wyjściu. Po co się pchają na zewnątrz w taki nieprzyjazny czas? I co, myślą może, że ja będę za nich do pieca dokładać i zupy jarzynowej doglądać?! A może idą tam by uspokoić wreszcie te psiska, do bud całe to hałaśliwe towarzystwo poprzywiązywać i mieć nareszcie trochę spokoju w domu? Otóż nie! Zosia i Grzesiek odganiając się od skaczących na nie psów i osłaniając oczy przed falą siekącego zewsząd śniegu podążyli ku owemu uwięźniętemu w rowie pojazdowi. Tam we dwoje wytaszczyli jakoś ze środka kobiecinkę, która z wdzięczności rzuciła się im zaraz na szyję. Po chwili, popłakując i dygocząc ze zdenerwowania, zaczęła im coś opowiadać. A ponieważ byłam bardzo ciekawa tej opowieści włączyłam turbodoładowanie w mych superczułych czujnikach dźwięku i już po chwili słyszałam wszystko tak wyraźnie, jakbym stała tuż obok przytupującej na śniegu ludzkiej gromadki…
Widzę, że moi gospodarze ubierają się pośpiesznie. Naciągają na uszy śmieszne, wełniane czapy, na nogi wdziewają wielgachne buciory zwane przez nich gumofilcami a potem uzbrojeni w sznury i łopaty podążają ku wyjściu. Po co się pchają na zewnątrz w taki nieprzyjazny czas? I co, myślą może, że ja będę za nich do pieca dokładać i zupy jarzynowej doglądać?! A może idą tam by uspokoić wreszcie te psiska, do bud całe to hałaśliwe towarzystwo poprzywiązywać i mieć nareszcie trochę spokoju w domu? Otóż nie! Zosia i Grzesiek odganiając się od skaczących na nie psów i osłaniając oczy przed falą siekącego zewsząd śniegu podążyli ku owemu uwięźniętemu w rowie pojazdowi. Tam we dwoje wytaszczyli jakoś ze środka kobiecinkę, która z wdzięczności rzuciła się im zaraz na szyję. Po chwili, popłakując i dygocząc ze zdenerwowania, zaczęła im coś opowiadać. A ponieważ byłam bardzo ciekawa tej opowieści włączyłam turbodoładowanie w mych superczułych czujnikach dźwięku i już po chwili słyszałam wszystko tak wyraźnie, jakbym stała tuż obok przytupującej na śniegu ludzkiej gromadki…
c.d.n.
Ladne... czekam na cd.. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci sie opowieśc podoba, Basiu! Ciąg dalszy wkrótce!:-))
UsuńPiękna opowieść.Czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Basiu!:-))
UsuńCwaniurko jedna ... miałaś szczęście, że na Zosię trafiłaś, bo kto inny już dawno by się ciebie pozbył, tzn. z domu na mróz i poniewierkę wygonił ;)
OdpowiedzUsuńWobec tego chyba jakiś palec losu skierował mnie do tego a nie innego domostwa. Moja Zosia zginąc mi nie da a ja jej za to dopomogę w zwalczaniu muszej hałastry, co to latem tak sie tu lubi panoszyć!:-))
UsuńBardzo mi się podoba opowieść pajęczycy,ciekawam dalszych wydarzeń.
OdpowiedzUsuńNa pierwszym blogu bajeczna zima,przepiękne zdjęcia i fajna czapusia.
Pozdrawiamy z równie przysypanego i mroźnego Śląska:))Buziaki♥
Ciąg dalszy pajęczej opowieści juz napisany i w niebawem go tu zamieszczę!:-)Bardzo sie ciesze Elżbietko, że Ci sie spodobała ta historyjka!:-)
UsuńI wiesz - to dobry pomysł, byś mogłą tutaj komentować posty z tamtego bloga, skoro tam nadal sie nie da. W ten sposob obejdziemy awarie i złosliwosci bloggera.
Tak, wiem od rodziny, że i na Ślasku śnieżnie. Ale chyba nie aż tak mroźnie, jak u nas? Bo u nas dzisiaj rano było minus 23 stopnie! Dawno juz tyle nie było! Ale pieknie jest nadal i to najwazniejsze.
Buziaki gorące zasyłamy!:-)♥
Witaj Olu,u nas śnieżnie i również mroźnie,rankiem na termometrze było -16 stopni jutro ma być podobnie,takiego mrozu tej zimy nie mieliśmy!
UsuńNo i jest pięknie nawet w mieście,a mrozy jakoś przetrzymamy koc,książka,robótka i wspomaganie soczkami z czarnego bzu,są pyszne!
Pozdrawiamy i ściskamy.Trzymajcie się cieplutko♥
Dobry wieczór, Elżbietko! Mrozy niesamowite! Dawno takich nie było. Cięzko długo wytrzymać na dworze w taki czas. Okulary sie zaparowywują a na policzkach ma sie wrażenie mroźnej akupunktury! Dobrze, że w domu ciepło, że jest co do pieca dorzucać. I rzeczywiście wciaż sie chce czegos ciepłego do picia albo jakowejś zupki rozgrzewającej czy innych smacznych napojów.
UsuńMiejmy nadzieje, ze te mrozy odpuszczą wkrótce.Bo co za duzo, to niezdrowo!
Uściski gorące zasyłamy Wam na Śląsk!:-)♥
Jaka sympatyczna pajęczyca, mądra i spostrzegawcza. Przydałaby mi się taka!
OdpowiedzUsuńPewnie taka masz, Basiu tylko dotąd nie zwrociłaś na nia uwagi!Zajrzyj za meble kuchenne albo za jaką szafę. I co? Jest?:-))
UsuńOh, zazdraszczeam takiej pajeczycy, bo choc niejedna w moim domu sieci snuje, jakos do opowiesci nie sa skore :(. A moze to sa "oni" i jak na meski gatunek przystalo, nie za bardzo gadatliwi ;) ? Niecierpliwie czekam na c.d. ...
OdpowiedzUsuńA widzisz, Moniko! Nie przyszło mi do głowy, że i panowie pajęczy zamieszkuja nasz domostwa. Ciekawam ich męskich spostrzeżeń, tylko że im sie jakos gadać nie chce. Milczki z nich widocznie i niesmiałki. Wola chyba, by gadały za nich odważne i mądre pajęczyce!:-))
UsuńŚwietnie to wymyśliłaś Olu. Przyjemnie czytało się, fajnie mieć taką pajęczycę. Chociaż ja osobiście trochę lękam się tych stworków.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu wymysliłam postać pajęczycy i pisałam o niej opowieści na tamtego bloga. Teraz postanowiłam wrócic do nich, bo zdaje mi sie, że pajęcze nitki bardzo dobrze wplataja sie w tutejsze nitki losu...No i moja pajęczyca nikomu, poza owadami, żadnej krzywdy nie robi!:-))
UsuńToz to barbarzynstwo przerywac w tak kluczowym momencie, Pajeczyco! :)
OdpowiedzUsuńHi, hi! Jestem pajęcyzca, która bardzo lubi budować napięcie i pleśc swoje nitki po swojemu!:-))
UsuńNo to teraz nie pozostaje nic innego tylko z niecierpliwością czekać na resztę opowieści :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscią?! Czyli opowieśc Ci sie spodobała? Dziękuję, Wietrzyku! Ciąg dalszy niebawem!:-))
UsuńOj u mnie pajęczycy by się nie spodobało, szybko łapię i w świat wysyłam za okno a tu proszę jakie piękne opowieści snuje, :) to czekam na ciąg dalszy bo ciekawe. :)
OdpowiedzUsuńPajęczyca chyba wiedziałą co robi decydując sie na zamieszkanie w tym wiejkim siedlisku.Poza tym przekonała się, że Zosia nie lubi uprzedzać sie do nikogo tylko z powodu jego wyglądu albo innych, wmówionych fobii.A poza tym Zosia nie przepada za zbyt sterylnym wizerunkiem domowego otoczenia, z czego nie tylko pajęczyca, ale i pozostałe zamieszkujące to domostwo stworzenia swobodnie korzystają!:-))
UsuńHi !ale uczta tyle czytania i ogladania -fajnie
OdpowiedzUsuńnie lubie seriali bo trzeba czekac co sie wydarzy,ale wdrodze wyjatku poczekam :-) pospiesz sie OLGA
HI,HI LAPECZKI USCISKUJE p.GOSIA
Cieszę się, Gosiu, że Ty sie cieszysz tymi zimowymi fotkami i zimową opowieścią! Fajnie, że mogę na blogach pokazywać piekno naszych okolic i pisać też mam dla kogo. A co do nastepnej częsci pajęczje opowieści to juz jest gotowa i niebawem ją zamieszczę.
UsuńMacham wCi esoło łapką z mroźnej krainy!:-))
Czekam na ciąg dalszy,bardzo mi sie podoba opowieśc ,Olgo nie daj sie prosic i szybciutko pisz:)Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńMiło mi Urszulko, że Ci się opowieśc podoba. Ciekawa jestem ,czy i nastepna częśc przypadnie Ci do gustu? Już wkrótce ją opublikuję, to sie okaże!
UsuńŚciskam serdecznie!:-))
Zima dotarla tez do nas. Pierwszy snieg spadl jakos tak w polowie grudnia, ale w sumie to byl tylko jeden dzien i nastepengo juz nie bylo po nim sladu. Dwa dni temu tez padal snieg, znow tyle co pies naplakal i znow nie ma sladu po kilku godzinach. Ale dzis ma padac i to ponoc solidnie, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńNarazie jest cholerycznie zimno -4C a odczuwalna teraz rano (8:20) -11C, cale szczescie, ze nie ma wiatru.
Podobno ma byc tak zimno az do wtorku, to cale szczescie bo ja we wtorek musze jechac do onkologa, wiec dobrze by bylo zeby sie ta przepowiednia sprawdzila. Poki co nie narzekam, ale te zimne dni powoduja ze mniej chodze... a to akurat nie jest dobre.
No nic, w koncu to zima :)))
No tak Marylko, zima wędruje po całym świecie. Prawie całą Europa zasypana sniegiem. Nawet w Afryce na Saharze sie snieg pojawił, to i nie dziwota, że dotarł i do New Yorku. Byleby te mrozy nie trwały zbyt długo, bo dla wielu już ludzi skończyły sie one tragicznie. Wciąż sie słyszy o jakichs zamarzniętych bezdomnych albo o zaczadzonych tlenkiem węgla...A i dla zwierząt to ciezki czas. Moim kozom woda w koziarni zamarzła. Kurom też. Na kamień.A jak sobie radzą bezdomne koty i psy?
UsuńMoże do wtorku ta zima troche odpuści i u nas i u Was.Oby! Życzę Ci tego, bo dojazd do onkologa to wazna rzecz! A my też musimy sie stąd ruszyć w najbliższym czasie, żeby odnowić zapasy.
Ściskam Cię mocno!:-))♥
Wcięło mój komentarz? Buuuu:(((
OdpowiedzUsuńNie wcięło, Errato! Zamieściłaś go pod poprzednim postem - "Nitki wesołości" i tam też Ci odpowiedziałam!:-))
UsuńU mnie też pewnie są i to niejedna bo dla mnie kurz to nie brud ale ich nie widzę bo za meble i na żyrandole nie zaglądam. A pająki to szczęście - tak bajają starzy!
OdpowiedzUsuńTeż uważam Krystynko, że pająki to szczęście!A dom to nie muzeum. Ma być swojsko, swobodnie i ciepło!:-)
Usuń