sobota, 4 listopada 2017

Listopadowa opowieść, cz. 1





…Spałam już od wielu, wielu miesięcy. Pajęczyca – śpiąca królewna? Pajęczyca - niedźwiedzica? Pajęczyca  - kamień? Czy to był w ogóle sen a może raczej dziwny rodzaj komy czy stuporu? A przecież słyszałam prawie wszystko, co działo się wokół i razem z moimi zaprzyjaźnionymi gospodarzami przeżywałam ich radości i smutki. Ale nie chciało mi się jakoś wyłazić z mojej zacisznej pajęczyny uwitej za meblami kuchennymi. Dobrze się tak czasem od wszystkich spraw oddalić. Nie uczestniczyć. Odpocząć od natłoku pozytywnych i negatywnych wydarzeń. Zresetować się zupełnie albo zająć bujaniem w obłokach, medytacją nad inną stroną życia. Jednak mam nadzieję, że Zosia czuła, iż cały czas jestem blisko. Zwierzała mi się szeptem albo i bezgłośnie, wiedząc, że jest między nami taka więź, która wszystko przemoże i wszystko zrozumie. Nie byłam przecież całkiem zwyczajną pajęczycą. Stanowiłam część tego domu,  drzemiących tutaj historii. I chciałam być już zawsze w pobliżu zamieszkujących tu stworzeń i ludzi. Wspierać ich swoimi uczuciami, myślami i działaniami. Być, nawet gdy mnie nie widać. Cóż, dobrze zdawałam sobie sprawę, że między ludźmi rzadko tak bywa, a chyba każdy człowiek chciałby mieć oparcie i zrozumienie w kimś pewnym, kimś, kto nie zraża się nieistotnymi sprawami i jest obok, choćby był w tym czasie nawet na drugiej półkuli ziemskiej.


   Listopad wyzwolił w Zosi chęć nawiązania kontaktu z osobami, które kiedyś były blisko a potem z niezrozumiałych przyczyn usunęły się w mgłę. Napisała kilka listów. Wykonała parę telefonów. Niestety, część z nich pozostała bez odpowiedzi…A Zosia nic więcej zrobić nie mogła jak pogodzić się z tym i uszanować taki stan rzeczy,. Wszak czasem i ona zachowywała się podobnie, usuwając się nieraz w cień, odpływając na odległy, niewidzialny dla innych ląd. Dlatego teraz podświadomie rozumiała tych, którzy zniknęli z jej przestrzeni, choć żal jej było, że tak się stało... Cóż...Zatem jakaś opowieść była już zamknięta, choć niedopowiedziana...Trudno. Dawni znajomi usunęli się w swoją codzienność i albo nie chcieli z niej wyjść albo nie umieli. A może woleli być gdzieś tam, w nienazwanej, własnej przestrzeni i istnieć w niej na nowo albo może i nie istnieć zupełnie…? Pogrążyć się w szumie działania albo schować w zupełnej ciszy? Nie sposób było znaleźć na te pytania jednoznacznej odpowiedzi. Bardzo często ludzie postępują dość tajemniczo i jest to zupełnie naturalne w ich świecie. Kogoś ze swojego życia wykluczają, kogoś doń zapraszają. Unosi ich ocean życia i raz są od siebie bardzo daleko a raz dotykają swych dusz i przenikają się wzajemnym ciepłem. Podlegają nieustannemu ruchowi fal, przemian, przypływów i odpływów. Jest to zupełnie normalny proces i nikogo o nic nie należy tu winić. Rozumiałam to dobrze, siedząc w swojej pajęczynie kuchennej, pogrążona ni to w pajęczym śnie ni to w filozoficznym zadumaniu… Jednak Zosia, jak zwykła to czynić, gdy kilka z tych osób pominęło zupełnym milczeniem jej starania o nawiązanie kontaktu zaraz zaczęła się martwić, że  coś im się złego stało. Gotowa się też była obwiniać, że pewnie jakąś przykrość im zrobiła, czymś się naraziła, choć nie umiała sobie przypomnieć, cóż to takiego znaczącego być mogło? Gubiła się w zagmatwanych domysłach i niczym nie popartych wyrzutach sumienia...Jak to Zosia...



   Słysząc jej codzienne, żałosne westchnienia oraz rozmowy z Grzesiem na ten temat postanowiłam wreszcie ruszyć swój dostojny odwłok, przez wiele miesięcy spania obrosły tłuszczykiem i porosły mięciutkimi włoskami i wrócić na łono tej rodziny, przychodząc w sukurs pogrążonej w czczych domysłach Zosi. Otrzepałam się z kurzu, przyczesałam przyklapnięte włosięta i wysnuwszy mocną niteczkę opuściłam się wprost na ramię mojej drogiej Zosieńki popijającej właśnie poranną, aromatyczną wielce kawę. Od razu poczuła moją obecność. Otarła zabłąkaną w kąciku oka łzę i uśmiechnęła się do mnie serdecznie.

- Jesteś, jak dobrze, że znowu jesteś! – westchnęła z ulgą a potem oparła na ramieniu palec wskazujący, na który weszłam ostrożnie niczym na most zwodzony nad przepaścią.
- Adelko, Hildegardo kochana! Tak dawno nie widziana! Jak się masz? – zapytał wkraczający akurat do kuchni Grzesiek a potem usiadł z cichym jękiem przy stole. Znowu zakłuło go w boku, biedaka…Być może w następnym poście opowiem Wam o tym, jakie okoliczności sprawiły, że gospodarz obecnie był tak cierpiący…Ale teraz uśmiechnęłam się do przyjaciół i chrząknęłam, że kapkę wygłodniałam, a much w zapasie mam już tyle co kot napłakał…Słysząc to Zosia posadziła mnie delikatnie na stole kuchennym a potem pobiegła na strych, skąd za moment przyniosła mi kilka wspaniale ususzonych, podwędzonych w pobliżu komina much i ciem. Na ten widok zatarłam łapki ze wzruszeniem i radością a potem zagłuszając donośne burczenie w brzuszku natychmiast zabrałam się do łakomej konsumpcji, ciesząc się, iż na moich gospodarzy mogę zawsze liczyć, że choćbym nie wiem jak długo w swym ukryciu przebywała oni o mnie nie zapomną.
   Najedzona i zadowolona usadowiłam się na wygodnej huśtawce z pajęczyny umocowanej do lampy kuchennej i stamtąd swobodnie obserwowałam poczynania moich gospodarzy oraz psów, co wróciwszy z nocnej eskapady do ogrodu witały się z nimi gwałtownie skacząc na biedaków, brudnymi łapami ich naznaczając oraz liźnięciami wielkich języków mocząc, z uśmiechniętych pysków ochoczo wystających.

   Ależ te dwa szczeniaki – Ipcia i Isia urosły przez te kilka miesięcy mojej zaczarowanej śpiączki. Były już tak duże jak ich rodzice, choć postawą oraz paroma szczegółami nieco się od nich różniły. Isia, ta bialutka, niewidoma psinka, była w przeciwieństwie do swego gładkowłosego ojca Acusia puszysta a nawet finezyjnie rozczochrana. Jej tułów był nieco dłuższy niż korpusy rodzicieli, dlatego przypominała trochę posturą jamnika.Skąd jamnicze konotacje u tak przystojnych rodziców? Cóż, nieznane są wszak dzieje ich  przodków. Być może kiedys napatoczył się w pobliże jakiś zakochany jamnik i stało się. Mezalians i skandal!To pewnie trochę tak, jak przypadku Aleksandra Puszkina, co to ponoć miał bardzo ciemną karnację po jakimś murzyńskim przodku odziedziczoną. Ipcia, tak podobna do swej matki Uzi nieco ciemniejsze ubarwienie jednak od niej miała a i w dotyku była miększa, jakby z masła czy waty ulepiona. Zosia z przyjemnością przebierała teraz palcami jednej dłoni w jej sierści, natomiast drugą gmerała za uszkami spragnionej pieszczot Isi. W tym samym czasie Grzesiek zajmował się napraszającymi się gwałtownie czułości Acusiem i Uzią. Czynił to jednak bardzo ostrożnie aby nie czuć przy tym dotkliwego bólu w prawym boku. Szeptał do psiaków uspokajająco i powstrzymywał ich zbyt gwałtowne ruchy. Psy zrozumiały najwidoczniej, że nie mogą za nadto swego kontuzjowanego pana męczyć i usiadły przy nim grzecznie, nosami go tylko delikatnie trącając i radosne pyski pod dłonie gospodarza podstawiając.

- Popatrz, jaka piękna mgła za oknem!Jak tajemniczo tam wygląda! – szepnęła Zosia widząc, że poranna szaruga zaczyna powoli zmieniać kolory dzięki budzącemu się na widnokręgu słońcu.
- Fajne zdjęcia można by zrobić! – westchnął w odpowiedzi obolały Grzesiek. Zosi takich zachęcających słów nie trzeba było dwa razy powtarzać. Narzuciła na koszulę nocną sweter, na gołe nogi wzuła gumiaki i czym prędzej pobiegła do ogrodu. Za nią, rzecz jasna, rozszczekane psy. Ja przemieściłam się w pobliże okna kuchennego by widzieć wszystko wyraźniej. Grześ natomiast stanął w szeroko otwartych drzwiach wejściowych i z przyjemnością wdychając świeże, porannie ostre powietrze spoglądał z zachwytem na tajemniczy opar unoszący się na tle pobliskiego lasu…

   Nagle psy gwałtownie zamilkły. Zapatrzone w jakiś punkt na horyzoncie stanęły przy płocie i czegoś nasłuchiwały uważnie. Było to u nich dziwne zachowanie, gdyż zazwyczaj każdy nowy, niepokojący dźwięk witały rozgłośnym ujadaniem a nawet wyciem. Tego poranka jednak usłyszały coś, co na moment zamieniło je w słupy soli. Także Zosia z Grzesiem wsłuchali się uważnie w  najbliższą bliskość oraz mgliste oddale.



   Oto otaczał ich zewsząd nieznany, jakby kosmiczny, brzęcząco-świergotliwy dźwięk. Brzmiał on niby połączony z trzepotem skrzydeł cichy trel  tysięcy egzotycznych ptaków albo może niczym kosmiczne jakoweś, nie wiadomo skąd dochodzące echa i metaliczne szumy. Ogarniało to gospodarzy zewsząd. Napływało nie wiadomo skąd mglistą jasnością i ciemnością. Było jednocześnie piękne i groźne. Obce. Niezrozumiałe. W mgle bezpiecznie schowane i stamtąd swe niepokojące sygnały wysyłające. O czymś oznajmiało, coś być może zapowiadało…? Z ogromną intensywnością trwało to przez moment a potem równie nagle jak się pojawiło znikło. W psy od razu życie z powrotem wstąpiło. Odczarowane jęły po swojemu szczekać biegając przy płocie i oznajmiając całemu światu, że strzegą obejścia a swym gospodarzom żadnej krzywdy zrobić nie pozwolą.


   Mgła wkrótce przerzedziła się a poza nią widać było swojską, zwyczajną pogórzańską rzeczywistość. Okoliczne domy stały jeszcze uśpione w dolinach, do połowy ukryte w resztkach porannych oparów. Koguty zaczęły się powoli budzić i chrapliwie oznajmiać, że Pogórze w całości do nich i tylko do nich należy. Wyszczekane do syta psiska tłumnie powróciły do domu aby ułożyć się na swych kanapach i legowiskach. A ja, pajęczyca, huśtając się na lampie kuchennej dokonywałam porannej toalety i patrzyłam z sympatią na mych gospodarzy, wtulonych w siebie i  zapatrzonych w tak bliski ich sercom a jednocześnie skrywający jakieś tajemnice pejzaż za oknem. Zaczynał się nowy, listopadowy dzień…


38 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że "przemiła" pajęczyca przebudziła się. Brakowało mi jej spojrzenia na Pogórze. Zdjęcia pełne tajemniczych sytuacji. Lubię takie snujące się mgły, tylko, że nigdy nie mogę zebrać się w sobie i wyjść skoro świt i podziwiać snujące się mgły. Zaniepokoił mnie fakt obolałego Grzesia. Pozdrawiam Pajęczycę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja budzę sie bardzo wcześnie a ponieważ aby zrobić ciekawe zdjecia wystarczy, że wyjdę do ogrodu, dlatego też często obcuję z tajemniczością i pięknem mgły oraz innych malowniczych zjawisk pogodowych.
      Pajęczyca bardzo ciepło pozdrawia Cię, Oleńko!

      Usuń
  2. Zapowiada sie ciekawie, czekam na cd.. Przesylam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pajeczyco dwojga imion, jak dobrze, ze znowu jestes :). Jeszcze wczoraj zerkalam, czy sie juz nie przebudzilas, bo Zosia cos przebakiwala, a dzisiaj nowa, intrygujaca opoowiesc :). Szkoda tylko, ze Grzes taki obolaly :(. Opiekuj sie troskliwie Twoimi gospodarzami, bo juz sie z daleka wyczuwa lodowaty oddech królowej lodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opiekuję się jak mogę, ale taka mała jestem a mój głosik tak cichy - nie zawsze zdążę ostrzec, nie wszystko też potrafie przewidziec. Ale staram sie!
      Pozdrawiam Cię ciepło, Moniko, wdzieczna za to, że tak lubisz moje opowieści!:-)*
      Adela-Hildegarda

      Usuń
  4. Zdjecia powalily mnie na kolana, wprawily w taki zachwyt, ze trwam w nim nieprzerwanie i pewnie pozostane. Do tego opowiesc wybudzonej ze snu pajeczycy - i czlowiek nieoczekiwanie przenosi sie setki kilometrow w Wasze poblize, czuje te mgle, jaka go otacza, slyszy szmer pajeczyny, nasiaka nastrojem tego miejsca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkajac w wioseczce pogórzańskiej w pobliżu lasów, łąk i dolin mogę zrobic fajne zdjęcia nawet nie wychodząc z domu. Wystarczy czasem, że wdrapie sie na piętro i stanę na balkonie. Już stamtąd roztaczają sie już zachwycajace nieraz widoki. A opowieści też łatwiej rodzą sie w tym pięknie, w tym spokoju, w oderwaniu od wszystkiego...
      Dzięki, Aniu za życzliwe słowa!:-)*

      Usuń
  5. dobrze że już jestes Pajęczyco:)tęskniłam już bardzo za Tobą:)
    Pozdrawiam ciepło i czekam na dalszy ciąg Twoich opowieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszam sie, takie słowa czytajac i cieszę, że nie zapomniałaś o mnie, Urszulko!:-)
      Pajęczyca

      Usuń
  6. Witaj, Adelko Hildegardo! Może gdybyś się wcześniej nieco przebudziła, to Grzesiu nie zrobiłby sobie buby?
    Szczerze wyznaję, że do niedawna nie przepadałam za pająkami. Ale jak tu nie lubić Adeli Hildegardy Jawor? Po przeczytaniu ciekawego artykułu
    www.vismaya-maitreya.pl/zakryte_zagadki_symboliczne_znaczenie_pajaka_cz1.html
    zaczynam wierzyć, że jesteś pajęczycą " z najwyższej półki" i pomożesz Zosi i Grzesiowi upleść najpiękniejsze włókna losu. A skoro siedzisz często na żyrandolu, blisko światła, to spokojnie mogą korzystać z twoich rad. Ja już jestem o nich spokojna. Jeśli będę tu zaglądać, to tylko dlatego, ze pięknie opowiadasz:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu wydarzenim nie da sie zapobiec, przewidzieć. Chwila i już sie stało!
      Nie wiem, czy jestem pajęczycą z najwyższej półki, ale na pewno z wysokiego wzgórza!:-) A na dodatek siedzenie na żyrandolu powiększa mój zasięg widzenia oraz rozumienia ludzkich spraw a przede wszystkim kochania istot, których życie obserwuję. Myślę, że moi gospodarze wiedzą o tym albo to intuicyjnie czują.
      Wyspałam się wspaniale, i znowu zachciało mi sie Was nieco ponudzić moimi opowieściami!:-))

      Usuń
  7. Świetnie, że pajęczyca wróciła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, zdecydowała sie w końcu wydać z siebie głos!:-)

      Usuń
  8. Piekne zdjecia i urokliwe opowiadanie :)
    Witaj Pajeczyco, dawno cie nie bylo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe przywitanie i pozdrawiam Cię serdecznie, Basiu!:-)

      Usuń
  9. Piekne te bajania Pajeczycy i milo, ze wrocila do nas.
    A zdjecia przepiekne, rzadko mam okazje widziec swiat otulony mgla wiec tym bardziej sie zachwycam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to chyba z Pajęczycą jest, że tylko w chłodniejszych miesiacach roku ma czas i chec na swoje bajania.
      Cieszę się, że podobaja Ci się mgliste zdjecia moich okolic, Marylko!:-)

      Usuń
  10. Bajeczne zdjęcia:-)
    Szczęśliwe domy w których mieszkają pająki - usłyszałam kiedyś, od kogoś, kiedy wpatrywałam się ze strachem w pająka siedzącego na ścianie. To chyba dobrze dla Zosi i Grzesia, że mają swoją zaprzyjaźnioną pajęczycę? Odczułam jakiś niepokój w jej opowieści i trochę mi nieswojo...
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam nic przeciw pająkom. Zdaje mi się, że one są opiekunami domów. Że wiedzą o nim wiecej, niż nawet jego gospodarze. Lubią przaść swoje pajęczyny i opowieści. Wystarczy sie wsłuchać...
      Nie martw się Marytko o ten niepokojący nastrój. Pajęczyca czasem lubi troszke podkręcic atmosferę, żeby pobudzić ciekawosć czytelników!:-)
      A w ogóle to Adela Hildegarda pozdrawia Cie serdecznie, witajac z najpiekniejszym, pajęczym usmiechem na tym blogu!:-)♥

      Usuń
    2. Dziękuję za pozdrowienia Adeli Hildegardzie i odwzajemniam jej piękny uśmiech rozciągając swoją japkę radośnie w szerokim uśmiechu od ucha do ucha:-). Już Cię lubię kochana pajęczyco!:-)
      Marytka

      Usuń
    3. Och, miła Marytko, jak fajnie sie tak razem usmiechać w pajęczo-ludzkim, pogodnym porozumieniu!:-))
      Nadal uśmiechajac się szeroko macham Ci serdecznie mą pajęczą, subtelnie owłosioną łapką!:-))

      Usuń
  11. Jak dobrze, ze się przebudziłas z tego długiego snu :) Tyle rzeczy się wydarzyło, tyle się jeszcze wydarzy - wiec nie zasypiaj na tak długo, grzej się przy piecyku i bądź myślami z Twoimi wiernymi czytelnikami :) Ususzone i podwedzone muchy - coz za rarytas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chciało mi sie już przebudzić a jednocześnie nadal chciało sie spać. Zwycięzyło to pierwsze i oto jestem w całęj swej pajęczej krasie!:-)) A wędzone muchy tak mi smakują, że chyba już nic innego do ust nie wezmę!:-))

      Usuń
  12. fantastyczna opowieść, ale zdjęcia...mistrzostwo świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Basiu!Cieszy mnie, że mogę obserwować tutaj tak piękne widoki i zjawiska i że udaje mi sie na zdjeciach oddać przynajmniej część ich urody!:-)

      Usuń
  13. Jak pięknie zadrgała nić pajęczycy.Wzruszenia,poruszenia,tajemne mgły.Dziękuję opiekuńcza Adelo-Hildegardo:)Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle się napatrzę i nasłucham w tym domu, tak mi to wyobraźnię wszystko pobudza i ze snami róznymi się miesza, że czasem chce mi sie wysnuć jakąś cichą, pajęczą opowieść...Cieszę się, że mam dla kogo!
      Pozdrawiam Cię Basiu delikatną, tkliwą pajęczynką gładząc Cię z daleka!:-)

      Usuń
  14. Jak miło, że jesteś ponownie Adelo - Hildegardo :)
    Pilnuj swoich Gospodarzy, żeby dbali o siebie i - szczególnie Zosia, nie zamartwiali się nadmiernie ...
    Zdjęcia są niesamowite, na powiększeniu tym bardziej ... aż mnie ciarki przeszły, naprawdę ... w kontekście tajemniczego dźwięku, który sprawił, że psy zamilkły ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno upilnować tych moich Gospodarzy - kochanych huncwotów! Zdaje mi się, że czasem udają, iż nie słyszą moich rad i przestróg. Jak dzieci!Strasznie chcą po swojemu a wychodzi z tego to, co wychodzi!
      Zdjęcia raz sie udają raz nie. Tym razem i ja byłam z nich zadowolona!:-)
      Uściski serdeczne , Lidko!:-)

      Usuń
  15. Stare ludowe powiedzenie: "szczęśliwy ten dom, gdzie pająki są". Bardzo się cieszę z powrotu naszej Adelki- Hildzi i czekam na więcej opowieści.
    Pozdrawiam serdecznie.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie cieszę, że Ty sie cieszysz i że znou mogę Cię na tym blogu gościć. Serdecznosci od nas wszystkich, Regian!:-))

      Usuń
  16. Opowiadanie piękne ale zdjęcia cudne, śliczne, każde wprost na tapetę. Zapierają dech w piersiach. Ty chyba widzisz oczami duszy Oleńko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo siecieszę, że opowiadanie i zdjęcia przypadły Ci do gustu, Krystynko droga!:-)
      Zdaje się, iż Pajęczyca pomaga mi troche w patrzeniu na świat. Cos tam podpowiada, mysli ku ciekawym przestrzeniom kieruje, niteczkami srebrnymi tkliwie otula i uspokaja...

      Usuń
  17. Przeczytałam od początku wszystkie cztery części. Teraz mogę znaleźć sens i wypowiedzieć się, choć tak naprawdę trudno mi coś powiedzieć. Po prostu - podoba mi się ! A zdjęcia są piękne. Przypominają mi moje - we mgłach, w porankach i wieczorach. Tylko u mnie nie ma gór. Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Ulu, że przeczytałaś wszystko i że Ci sie ta opowieść podoba. Ten blog ożywa tylko w jesienno-zimowy czas, bo wtedy mam zwykle wiecej czasu na pisanie opowieści w odcinkach. A lubię w ten sposób pisać i miło mi, ze mam dla kogo.
      Pozdrawiam Cię z serdecznym usmiechem i zapraszam do czytania kolejnych opowieści pajęczycy, jesli sie tu znowu takie pojawią!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze komentarze!:-))