…Spałam już od wielu, wielu miesięcy. Pajęczyca – śpiąca królewna?
Pajęczyca - niedźwiedzica? Pajęczyca - kamień?
Czy to był w ogóle sen a może raczej dziwny rodzaj komy czy stuporu? A przecież
słyszałam prawie wszystko, co działo się wokół i razem z moimi zaprzyjaźnionymi
gospodarzami przeżywałam ich radości i smutki. Ale nie chciało mi się jakoś
wyłazić z mojej zacisznej pajęczyny uwitej za meblami kuchennymi. Dobrze się
tak czasem od wszystkich spraw oddalić. Nie uczestniczyć. Odpocząć od natłoku pozytywnych
i negatywnych wydarzeń. Zresetować się zupełnie albo zająć bujaniem w obłokach, medytacją nad inną
stroną życia. Jednak mam nadzieję, że Zosia czuła, iż cały czas jestem blisko.
Zwierzała mi się szeptem albo i bezgłośnie, wiedząc, że jest między nami taka
więź, która wszystko przemoże i wszystko zrozumie. Nie byłam przecież całkiem
zwyczajną pajęczycą. Stanowiłam część tego domu, drzemiących tutaj historii. I chciałam być
już zawsze w pobliżu zamieszkujących tu stworzeń i ludzi. Wspierać ich swoimi
uczuciami, myślami i działaniami. Być, nawet gdy mnie nie widać. Cóż, dobrze
zdawałam sobie sprawę, że między ludźmi rzadko tak bywa, a chyba każdy człowiek
chciałby mieć oparcie i zrozumienie w kimś pewnym, kimś, kto nie zraża się
nieistotnymi sprawami i jest obok, choćby był w tym czasie nawet na drugiej półkuli
ziemskiej.
Listopad
wyzwolił w Zosi chęć nawiązania kontaktu z osobami, które kiedyś były blisko a
potem z niezrozumiałych przyczyn usunęły się w mgłę. Napisała kilka listów.
Wykonała parę telefonów. Niestety, część z nich pozostała bez odpowiedzi…A
Zosia nic więcej zrobić nie mogła jak pogodzić się z tym i uszanować taki stan
rzeczy,. Wszak czasem i ona zachowywała się podobnie, usuwając się nieraz w cień, odpływając na odległy, niewidzialny dla innych ląd. Dlatego teraz podświadomie rozumiała tych, którzy zniknęli z jej przestrzeni, choć żal jej było, że tak się stało... Cóż...Zatem jakaś opowieść była już zamknięta, choć niedopowiedziana...Trudno. Dawni znajomi usunęli się w swoją codzienność i albo nie chcieli z niej
wyjść albo nie umieli. A może woleli być gdzieś tam, w nienazwanej, własnej
przestrzeni i istnieć w niej na nowo albo może i nie istnieć zupełnie…? Pogrążyć się w
szumie działania albo schować w zupełnej ciszy? Nie sposób było znaleźć na te
pytania jednoznacznej odpowiedzi. Bardzo często ludzie postępują dość tajemniczo
i jest to zupełnie naturalne w ich świecie. Kogoś ze swojego życia wykluczają, kogoś doń zapraszają. Unosi ich ocean życia i raz są od
siebie bardzo daleko a raz dotykają swych dusz i przenikają się wzajemnym
ciepłem. Podlegają nieustannemu ruchowi fal, przemian, przypływów i odpływów. Jest
to zupełnie normalny proces i nikogo o nic nie należy tu winić. Rozumiałam to
dobrze, siedząc w swojej pajęczynie kuchennej, pogrążona ni to w pajęczym śnie
ni to w filozoficznym zadumaniu… Jednak Zosia, jak zwykła to czynić, gdy kilka
z tych osób pominęło zupełnym milczeniem jej starania o nawiązanie kontaktu
zaraz zaczęła się martwić, że coś im się
złego stało. Gotowa się też była obwiniać, że pewnie jakąś przykrość im zrobiła,
czymś się naraziła, choć nie umiała sobie przypomnieć, cóż to takiego znaczącego być mogło? Gubiła się w zagmatwanych domysłach i niczym nie popartych wyrzutach sumienia...Jak to Zosia...
Słysząc jej codzienne,
żałosne westchnienia oraz rozmowy z Grzesiem na ten temat postanowiłam wreszcie
ruszyć swój dostojny odwłok, przez wiele miesięcy spania obrosły tłuszczykiem i
porosły mięciutkimi włoskami i wrócić na łono tej rodziny, przychodząc w sukurs
pogrążonej w czczych domysłach Zosi. Otrzepałam się z kurzu, przyczesałam
przyklapnięte włosięta i wysnuwszy mocną niteczkę opuściłam się wprost na ramię
mojej drogiej Zosieńki popijającej właśnie poranną, aromatyczną wielce kawę. Od
razu poczuła moją obecność. Otarła zabłąkaną w kąciku oka łzę i uśmiechnęła się
do mnie serdecznie.
- Jesteś, jak dobrze, że znowu jesteś! – westchnęła z
ulgą a potem oparła na ramieniu palec wskazujący, na który weszłam ostrożnie
niczym na most zwodzony nad przepaścią.
- Adelko, Hildegardo kochana! Tak dawno nie widziana! Jak się
masz? – zapytał wkraczający akurat do kuchni Grzesiek a potem usiadł z cichym
jękiem przy stole. Znowu zakłuło go w boku, biedaka…Być może w następnym poście
opowiem Wam o tym, jakie okoliczności sprawiły, że gospodarz obecnie był tak
cierpiący…Ale teraz uśmiechnęłam się do przyjaciół i chrząknęłam, że kapkę
wygłodniałam, a much w zapasie mam już tyle co kot napłakał…Słysząc to Zosia
posadziła mnie delikatnie na stole kuchennym a potem pobiegła na strych, skąd za
moment przyniosła mi kilka wspaniale ususzonych, podwędzonych w pobliżu komina
much i ciem. Na ten widok zatarłam łapki ze wzruszeniem i radością a potem zagłuszając
donośne burczenie w brzuszku natychmiast zabrałam się do łakomej konsumpcji,
ciesząc się, iż na moich gospodarzy mogę zawsze liczyć, że choćbym nie wiem jak
długo w swym ukryciu przebywała oni o mnie nie zapomną.
Najedzona i
zadowolona usadowiłam się na wygodnej huśtawce z pajęczyny umocowanej do lampy
kuchennej i stamtąd swobodnie obserwowałam poczynania moich gospodarzy oraz
psów, co wróciwszy z nocnej eskapady do ogrodu witały się z nimi gwałtownie
skacząc na biedaków, brudnymi łapami ich naznaczając oraz liźnięciami wielkich
języków mocząc, z uśmiechniętych pysków ochoczo wystających.
Ależ te dwa
szczeniaki – Ipcia i Isia urosły przez te kilka miesięcy mojej zaczarowanej śpiączki. Były
już tak duże jak ich rodzice, choć postawą oraz paroma szczegółami nieco się od
nich różniły. Isia, ta bialutka, niewidoma psinka, była w przeciwieństwie do
swego gładkowłosego ojca Acusia puszysta a nawet finezyjnie rozczochrana. Jej
tułów był nieco dłuższy niż korpusy rodzicieli, dlatego przypominała trochę
posturą jamnika.Skąd jamnicze konotacje u tak przystojnych rodziców? Cóż, nieznane są wszak dzieje ich przodków. Być może kiedys napatoczył się w pobliże jakiś zakochany jamnik i stało się. Mezalians i skandal!To pewnie trochę tak, jak przypadku Aleksandra Puszkina, co to ponoć miał bardzo ciemną karnację po jakimś murzyńskim przodku odziedziczoną. Ipcia, tak podobna do swej matki Uzi nieco ciemniejsze
ubarwienie jednak od niej miała a i w dotyku była miększa, jakby z masła czy
waty ulepiona. Zosia z przyjemnością przebierała teraz palcami jednej dłoni w
jej sierści, natomiast drugą gmerała za uszkami spragnionej pieszczot Isi. W
tym samym czasie Grzesiek zajmował się napraszającymi się gwałtownie czułości Acusiem
i Uzią. Czynił to jednak bardzo ostrożnie aby nie czuć przy tym dotkliwego bólu
w prawym boku. Szeptał do psiaków uspokajająco i powstrzymywał ich zbyt
gwałtowne ruchy. Psy zrozumiały najwidoczniej, że nie mogą za nadto swego
kontuzjowanego pana męczyć i usiadły przy nim grzecznie, nosami go tylko
delikatnie trącając i radosne pyski pod dłonie gospodarza podstawiając.
- Popatrz, jaka piękna mgła za oknem!Jak tajemniczo tam wygląda! – szepnęła Zosia
widząc, że poranna szaruga zaczyna powoli zmieniać kolory dzięki budzącemu się na
widnokręgu słońcu.
- Fajne zdjęcia można by zrobić! – westchnął w odpowiedzi
obolały Grzesiek. Zosi takich zachęcających słów nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Narzuciła na koszulę nocną sweter, na gołe nogi wzuła gumiaki i czym prędzej pobiegła do
ogrodu. Za nią, rzecz jasna, rozszczekane psy. Ja przemieściłam się w pobliże
okna kuchennego by widzieć wszystko wyraźniej. Grześ natomiast stanął w szeroko
otwartych drzwiach wejściowych i z przyjemnością wdychając świeże, porannie
ostre powietrze spoglądał z zachwytem na tajemniczy opar unoszący się na tle pobliskiego
lasu…
Nagle psy
gwałtownie zamilkły. Zapatrzone w jakiś punkt na horyzoncie stanęły przy płocie
i czegoś nasłuchiwały uważnie. Było to u nich dziwne zachowanie, gdyż zazwyczaj
każdy nowy, niepokojący dźwięk witały rozgłośnym ujadaniem a nawet wyciem. Tego
poranka jednak usłyszały coś, co na moment zamieniło je w słupy soli. Także Zosia
z Grzesiem wsłuchali się uważnie w najbliższą bliskość oraz mgliste oddale.
Oto otaczał ich zewsząd nieznany, jakby kosmiczny, brzęcząco-świergotliwy dźwięk. Brzmiał on niby połączony z trzepotem skrzydeł cichy trel tysięcy egzotycznych ptaków albo może niczym kosmiczne jakoweś, nie wiadomo skąd dochodzące echa i metaliczne szumy. Ogarniało to gospodarzy zewsząd. Napływało nie wiadomo skąd mglistą jasnością i ciemnością. Było jednocześnie piękne i groźne. Obce. Niezrozumiałe. W mgle bezpiecznie schowane i stamtąd swe niepokojące sygnały wysyłające. O czymś oznajmiało, coś być może zapowiadało…? Z ogromną intensywnością trwało to przez moment a potem równie nagle jak się pojawiło znikło. W psy od razu życie z powrotem wstąpiło. Odczarowane jęły po swojemu szczekać biegając przy płocie i oznajmiając całemu światu, że strzegą obejścia a swym gospodarzom żadnej krzywdy zrobić nie pozwolą.
Oto otaczał ich zewsząd nieznany, jakby kosmiczny, brzęcząco-świergotliwy dźwięk. Brzmiał on niby połączony z trzepotem skrzydeł cichy trel tysięcy egzotycznych ptaków albo może niczym kosmiczne jakoweś, nie wiadomo skąd dochodzące echa i metaliczne szumy. Ogarniało to gospodarzy zewsząd. Napływało nie wiadomo skąd mglistą jasnością i ciemnością. Było jednocześnie piękne i groźne. Obce. Niezrozumiałe. W mgle bezpiecznie schowane i stamtąd swe niepokojące sygnały wysyłające. O czymś oznajmiało, coś być może zapowiadało…? Z ogromną intensywnością trwało to przez moment a potem równie nagle jak się pojawiło znikło. W psy od razu życie z powrotem wstąpiło. Odczarowane jęły po swojemu szczekać biegając przy płocie i oznajmiając całemu światu, że strzegą obejścia a swym gospodarzom żadnej krzywdy zrobić nie pozwolą.
Mgła wkrótce
przerzedziła się a poza nią widać było swojską, zwyczajną pogórzańską rzeczywistość.
Okoliczne domy stały jeszcze uśpione w dolinach, do połowy ukryte w resztkach
porannych oparów. Koguty zaczęły się powoli budzić i chrapliwie oznajmiać, że
Pogórze w całości do nich i tylko do nich należy. Wyszczekane do syta psiska
tłumnie powróciły do domu aby ułożyć się na swych kanapach i legowiskach. A ja,
pajęczyca, huśtając się na lampie kuchennej dokonywałam porannej toalety i
patrzyłam z sympatią na mych gospodarzy, wtulonych w siebie i zapatrzonych w tak bliski ich sercom a
jednocześnie skrywający jakieś tajemnice pejzaż za oknem. Zaczynał się nowy,
listopadowy dzień…
Jak dobrze, że "przemiła" pajęczyca przebudziła się. Brakowało mi jej spojrzenia na Pogórze. Zdjęcia pełne tajemniczych sytuacji. Lubię takie snujące się mgły, tylko, że nigdy nie mogę zebrać się w sobie i wyjść skoro świt i podziwiać snujące się mgły. Zaniepokoił mnie fakt obolałego Grzesia. Pozdrawiam Pajęczycę.
OdpowiedzUsuńJa budzę sie bardzo wcześnie a ponieważ aby zrobić ciekawe zdjecia wystarczy, że wyjdę do ogrodu, dlatego też często obcuję z tajemniczością i pięknem mgły oraz innych malowniczych zjawisk pogodowych.
UsuńPajęczyca bardzo ciepło pozdrawia Cię, Oleńko!
Zapowiada sie ciekawie, czekam na cd.. Przesylam pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie, Grażyno!
UsuńPajeczyco dwojga imion, jak dobrze, ze znowu jestes :). Jeszcze wczoraj zerkalam, czy sie juz nie przebudzilas, bo Zosia cos przebakiwala, a dzisiaj nowa, intrygujaca opoowiesc :). Szkoda tylko, ze Grzes taki obolaly :(. Opiekuj sie troskliwie Twoimi gospodarzami, bo juz sie z daleka wyczuwa lodowaty oddech królowej lodu.
OdpowiedzUsuńOpiekuję się jak mogę, ale taka mała jestem a mój głosik tak cichy - nie zawsze zdążę ostrzec, nie wszystko też potrafie przewidziec. Ale staram sie!
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Moniko, wdzieczna za to, że tak lubisz moje opowieści!:-)*
Adela-Hildegarda
Zdjecia powalily mnie na kolana, wprawily w taki zachwyt, ze trwam w nim nieprzerwanie i pewnie pozostane. Do tego opowiesc wybudzonej ze snu pajeczycy - i czlowiek nieoczekiwanie przenosi sie setki kilometrow w Wasze poblize, czuje te mgle, jaka go otacza, slyszy szmer pajeczyny, nasiaka nastrojem tego miejsca...
OdpowiedzUsuńMieszkajac w wioseczce pogórzańskiej w pobliżu lasów, łąk i dolin mogę zrobic fajne zdjęcia nawet nie wychodząc z domu. Wystarczy czasem, że wdrapie sie na piętro i stanę na balkonie. Już stamtąd roztaczają sie już zachwycajace nieraz widoki. A opowieści też łatwiej rodzą sie w tym pięknie, w tym spokoju, w oderwaniu od wszystkiego...
UsuńDzięki, Aniu za życzliwe słowa!:-)*
dobrze że już jestes Pajęczyco:)tęskniłam już bardzo za Tobą:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i czekam na dalszy ciąg Twoich opowieści.
Wzruszam sie, takie słowa czytajac i cieszę, że nie zapomniałaś o mnie, Urszulko!:-)
UsuńPajęczyca
Witaj, Adelko Hildegardo! Może gdybyś się wcześniej nieco przebudziła, to Grzesiu nie zrobiłby sobie buby?
OdpowiedzUsuńSzczerze wyznaję, że do niedawna nie przepadałam za pająkami. Ale jak tu nie lubić Adeli Hildegardy Jawor? Po przeczytaniu ciekawego artykułu
www.vismaya-maitreya.pl/zakryte_zagadki_symboliczne_znaczenie_pajaka_cz1.html
zaczynam wierzyć, że jesteś pajęczycą " z najwyższej półki" i pomożesz Zosi i Grzesiowi upleść najpiękniejsze włókna losu. A skoro siedzisz często na żyrandolu, blisko światła, to spokojnie mogą korzystać z twoich rad. Ja już jestem o nich spokojna. Jeśli będę tu zaglądać, to tylko dlatego, ze pięknie opowiadasz:)))
Wielu wydarzenim nie da sie zapobiec, przewidzieć. Chwila i już sie stało!
UsuńNie wiem, czy jestem pajęczycą z najwyższej półki, ale na pewno z wysokiego wzgórza!:-) A na dodatek siedzenie na żyrandolu powiększa mój zasięg widzenia oraz rozumienia ludzkich spraw a przede wszystkim kochania istot, których życie obserwuję. Myślę, że moi gospodarze wiedzą o tym albo to intuicyjnie czują.
Wyspałam się wspaniale, i znowu zachciało mi sie Was nieco ponudzić moimi opowieściami!:-))
Świetnie, że pajęczyca wróciła :)
OdpowiedzUsuńAno, zdecydowała sie w końcu wydać z siebie głos!:-)
Usuń😁
OdpowiedzUsuń:-)*
UsuńPiekne zdjecia i urokliwe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Pajeczyco, dawno cie nie bylo!
Dziękuję za miłe przywitanie i pozdrawiam Cię serdecznie, Basiu!:-)
UsuńPiekne te bajania Pajeczycy i milo, ze wrocila do nas.
OdpowiedzUsuńA zdjecia przepiekne, rzadko mam okazje widziec swiat otulony mgla wiec tym bardziej sie zachwycam.
Tak to chyba z Pajęczycą jest, że tylko w chłodniejszych miesiacach roku ma czas i chec na swoje bajania.
UsuńCieszę się, że podobaja Ci się mgliste zdjecia moich okolic, Marylko!:-)
Bajeczne zdjęcia:-)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwe domy w których mieszkają pająki - usłyszałam kiedyś, od kogoś, kiedy wpatrywałam się ze strachem w pająka siedzącego na ścianie. To chyba dobrze dla Zosi i Grzesia, że mają swoją zaprzyjaźnioną pajęczycę? Odczułam jakiś niepokój w jej opowieści i trochę mi nieswojo...
Marytka
Ja nie mam nic przeciw pająkom. Zdaje mi się, że one są opiekunami domów. Że wiedzą o nim wiecej, niż nawet jego gospodarze. Lubią przaść swoje pajęczyny i opowieści. Wystarczy sie wsłuchać...
UsuńNie martw się Marytko o ten niepokojący nastrój. Pajęczyca czasem lubi troszke podkręcic atmosferę, żeby pobudzić ciekawosć czytelników!:-)
A w ogóle to Adela Hildegarda pozdrawia Cie serdecznie, witajac z najpiekniejszym, pajęczym usmiechem na tym blogu!:-)♥
Dziękuję za pozdrowienia Adeli Hildegardzie i odwzajemniam jej piękny uśmiech rozciągając swoją japkę radośnie w szerokim uśmiechu od ucha do ucha:-). Już Cię lubię kochana pajęczyco!:-)
UsuńMarytka
Och, miła Marytko, jak fajnie sie tak razem usmiechać w pajęczo-ludzkim, pogodnym porozumieniu!:-))
UsuńNadal uśmiechajac się szeroko macham Ci serdecznie mą pajęczą, subtelnie owłosioną łapką!:-))
Jak dobrze, ze się przebudziłas z tego długiego snu :) Tyle rzeczy się wydarzyło, tyle się jeszcze wydarzy - wiec nie zasypiaj na tak długo, grzej się przy piecyku i bądź myślami z Twoimi wiernymi czytelnikami :) Ususzone i podwedzone muchy - coz za rarytas :)
OdpowiedzUsuńTak, chciało mi sie już przebudzić a jednocześnie nadal chciało sie spać. Zwycięzyło to pierwsze i oto jestem w całęj swej pajęczej krasie!:-)) A wędzone muchy tak mi smakują, że chyba już nic innego do ust nie wezmę!:-))
Usuńfantastyczna opowieść, ale zdjęcia...mistrzostwo świata.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Basiu!Cieszy mnie, że mogę obserwować tutaj tak piękne widoki i zjawiska i że udaje mi sie na zdjeciach oddać przynajmniej część ich urody!:-)
UsuńJak pięknie zadrgała nić pajęczycy.Wzruszenia,poruszenia,tajemne mgły.Dziękuję opiekuńcza Adelo-Hildegardo:)Basia
OdpowiedzUsuńTyle się napatrzę i nasłucham w tym domu, tak mi to wyobraźnię wszystko pobudza i ze snami róznymi się miesza, że czasem chce mi sie wysnuć jakąś cichą, pajęczą opowieść...Cieszę się, że mam dla kogo!
UsuńPozdrawiam Cię Basiu delikatną, tkliwą pajęczynką gładząc Cię z daleka!:-)
Jak miło, że jesteś ponownie Adelo - Hildegardo :)
OdpowiedzUsuńPilnuj swoich Gospodarzy, żeby dbali o siebie i - szczególnie Zosia, nie zamartwiali się nadmiernie ...
Zdjęcia są niesamowite, na powiększeniu tym bardziej ... aż mnie ciarki przeszły, naprawdę ... w kontekście tajemniczego dźwięku, który sprawił, że psy zamilkły ...
Trudno upilnować tych moich Gospodarzy - kochanych huncwotów! Zdaje mi się, że czasem udają, iż nie słyszą moich rad i przestróg. Jak dzieci!Strasznie chcą po swojemu a wychodzi z tego to, co wychodzi!
UsuńZdjęcia raz sie udają raz nie. Tym razem i ja byłam z nich zadowolona!:-)
Uściski serdeczne , Lidko!:-)
Stare ludowe powiedzenie: "szczęśliwy ten dom, gdzie pająki są". Bardzo się cieszę z powrotu naszej Adelki- Hildzi i czekam na więcej opowieści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
regian
A ja sie cieszę, że Ty sie cieszysz i że znou mogę Cię na tym blogu gościć. Serdecznosci od nas wszystkich, Regian!:-))
UsuńOpowiadanie piękne ale zdjęcia cudne, śliczne, każde wprost na tapetę. Zapierają dech w piersiach. Ty chyba widzisz oczami duszy Oleńko.
OdpowiedzUsuńBardzo siecieszę, że opowiadanie i zdjęcia przypadły Ci do gustu, Krystynko droga!:-)
UsuńZdaje się, iż Pajęczyca pomaga mi troche w patrzeniu na świat. Cos tam podpowiada, mysli ku ciekawym przestrzeniom kieruje, niteczkami srebrnymi tkliwie otula i uspokaja...
Przeczytałam od początku wszystkie cztery części. Teraz mogę znaleźć sens i wypowiedzieć się, choć tak naprawdę trudno mi coś powiedzieć. Po prostu - podoba mi się ! A zdjęcia są piękne. Przypominają mi moje - we mgłach, w porankach i wieczorach. Tylko u mnie nie ma gór. Pozdrawiam serdecznie :))
OdpowiedzUsuńCieszę się Ulu, że przeczytałaś wszystko i że Ci sie ta opowieść podoba. Ten blog ożywa tylko w jesienno-zimowy czas, bo wtedy mam zwykle wiecej czasu na pisanie opowieści w odcinkach. A lubię w ten sposób pisać i miło mi, ze mam dla kogo.
UsuńPozdrawiam Cię z serdecznym usmiechem i zapraszam do czytania kolejnych opowieści pajęczycy, jesli sie tu znowu takie pojawią!:-))