…Gdyby sądzić tylko po częstotliwości pojawiania się
nowych wpisów na tym blogu, można by mniemać, iż Zosia, Grześ oraz ich psia
czeredka śpią niby niedźwiedzie już od listopada. Ale nie śpią! A przynajmniej
nie przez cały czas! Tak jak i niedźwiedzie nie zapadły w głęboki sen, bo zima
była dotąd tak łagodna, iż nie było potrzeby podawać się sezonowej hibernacji. No
chyba, że myślimy o atakach śpiączki, która to w miesiącach zimowych cyklicznie
dopada moich gospodarzy oraz ich wielkie psiska. A także mnie, najmilszą na
świecie pajęczycę! Ich ziewanie a potem chrapanie staje się w końcu zaraźliwe.
Bywa, iż w ciągu dnia ucinam sobie kilka rozkosznych drzemek! Budzą mnie,
niestety, szczekania psów biegających na podwórku albo domagających się wyjścia
z domu. Ale to może i dobrze, że budzą, bo tak bym całą zimę przespała i
niczego ciekawego nie widziała! A przecież to właśnie zimą nasze Pogórze jest najpiękniejsze!
Ja, pajęczyca
Adela Hildegarda chętnie uczestniczę w rodzinnych spacerach zimowych. Nauczyłam
się podróżować w dziurawym kapturze Grzesia a Zosia właśnie z uwagi na mnie tej
dziury nie ceruje. Kochana Zosia! Wie, jak lubię oglądać świat z wysoka siedząc
wygodnie w mięciutkiej, ciepłej watolinie, którą wysłane jest wnętrze kapuzy. A
i Grześ pogodził się z moim dyskretnym towarzystwem. Nie otrzepuje się nerwowo,
nie prosi też żony by go z nagła po plecach podrapała. Czasem tylko wynikają z mojej obecności na
przechadzkach zabawne sytuacje. No bo zdarza się, że Zosia szepcze coś do mnie,
a Grześ woła, żeby mówić głośniej, bo nie dosłyszał. Innym znów razem mówi do
Grzesia a tu psy szczekają, śnieg skrzypi i znowu gospodarzowi nie udaje się
usłyszeć słów Zosi. Za to ja słyszę wszystko, bo mój słuch jest kilkanaście razy
silniejszy niż słuch ludzki. Niekiedy Zosia nie musi nic mówić a ja i tak
słyszę jej myśli. A ona słyszy moje. I tak sobie bezgłośnie rozmawiamy. Wówczas
Grześ znowu dziwi się, co jego Zosia taka milcząca? A ona spoza okularów wytrzeszcza
na niego swe zielone oczęta i oświadcza, iż zdaje sobie sprawę, że wiekiem
stała się małomówna, ale za to czuje, że świetnie porozumiewają się z mężem telepatycznie
zatem i mowa staje się coraz bardziej zbędna…Hmmm!
Ale wróćmy do
zimowych spacerów. Wystarczy, że gospodarze popatrzą na siebie znacząco,
wystarczy, że padnie jedno magiczne słowo – psy już wiedzą o co chodzi. I
dalejże obskakiwać Zosię i Grzesia, dalejże tańczyć wokół nich, wpadać na siebie wzajemnie i szczekać w pełnym
uniesienia amoku. Gospodarze z wielkim trudem ubierają się w asyście
bezustannie biegających wokół nich psisk. Potem jeszcze muszą dopaść szaleńców
i założyć im obroże, jako że zazwyczaj w drodze powrotnej z lasu przynajmniej
dwa psy są prowadzone na smyczy. Wówczas dwa pozostałe idą grzecznie obok.
Teraz póki co mowa jest o początku przechadzki.
Kiedy już wszyscy są gotowi do wyjścia rozpoczynają się wyścigi w
kierunku bramy. Wypuszczone za bramę psie stado biega jakby im kto pieprzu pod
ogony nasypał. Uszczęśliwione kudłacze gonią się, przewracają, obszczekują,
skaczą na siebie wzajemnie oraz na biednych gospodarzy, którzy zaiste ze zdumiewającą
cierpliwością znoszą te psie ataki. Nawet wygląda na to, że im się te
szaleństwa podobają, bo roześmiani przyzywają raz po raz swe zwierzaki i głaszczą
je mocno, tarmoszą, ze śniegu otrzepują, w formie podzięki serdeczne liźnięcia od
piesków przyjmując.
Miejsca do biegania jest w bród. Wokół łąki,
pola i lasy bezkresne. Gąszcze nieprzebyte. Paryje głębokie. Puste drogi zimą
przez nikogo poza nami nieuczęszczane. A wszystko to białą pierzynką okryte, dziewicze
i lśniące od diamentowych skierek.
Tylko Isia zwykła
chadzać w zasięgu wzroku gospodarzy. Reszta psisk goni się po lesie, chowa w
zaroślach, zbiega do potoku. Od czasu do czasu pojawia się na widnokręgu
żółtawa sylwetka Acusia. Popatrzy, przemknie jak rakieta i znowu znika. Tuż za
nim biegnie Ipcia, za wszelka cenę lubiąca kroku swemu ojcu dotrzymywać. Z
drugiej strony drogi przechodzi przewodniczka stada, Uzia. Węszy i kopie w
śniegu. A już za moment wszystkie pojawiają
się blisko nas ziając i dysząc. Z braku kałuż pragnienie zaspokajają czystym
śniegiem.
Chwila odpoczynku
i nowa gonitwa! Pyski się psom śmieją. Ogony sterczą wesoło do góry. Dla nich
ten spacer mógłby trwać w nieskończoność. Jednak gospodarzom ciężko jest
przedzierać się przez głęboki śnieg. A jak jeszcze muszą się wspiąć pod górkę,
to wysiłek ten wyciska z nich siódme poty. Oj, nie mają oni kondycji!
Za to pieski mają jej aż nadto! Znowu biegną przed siebie jak strzały. Robią
kółeczko i wracają. I jeszcze raz! Szczęśliwa, że dopadła swą siostrzyczkę
Ipcię Isia poszczekuje radośnie i zaczepia tamtą do zabawy.
Obszedłszy ulubione
miejsca i trasy zmęczeni i spoceni gospodarze obierają wreszcie kierunek - dom! Na dziś chodzenia wystarczy! Trzeba tylko
jeszcze przywołać Ipcię i Uzię, złapać je na smycz i można wracać.
To łapanie nie zawsze jest proste, bo gdy psiska są
rozochocone wędrówką, robią wszystko by ona trwała i trwała. Nawoływane udają,
że nie słyszą albo chowają się w sprytnie chaszczach i stamtąd obserwują przyzywających
ich opiekunów. Po jakimś czasie jednak widząc, że trzeba wracać i basta,
przychodzą niczym potulne baranki i posłusznie dają sobie zapiąć smycze.
Niekiedy i Acusia bierze się na smycz, gdyż zdaje się, iż
ten piesek lubi chodzić na uwięzi. Smycz jest dla niego przedłużeniem dłoni
człowieka oraz dowodem na to, że jest tak samo kochany jak reszta psów. Tylko Isia
zawsze biegnie wolna. Jednak ona z uwagi na swoją ślepotę i tak trzyma się blisko.
I oto już przy
świerkowym młodniaku pojawia się wyjście z lasu. Tuż zanim widać rozległe pola. A
za nimi ukazują się budynki gospodarcze i dom. Upragniony, kochany dom! Już
wkrótce psiska jeden przed drugiego pchają się w drzwiach by jak najszybciej dopaść
wiadra z wodą i nareszcie do syta się nachłeptać.
Teraz czeka nas
godzinka lub dwie ciszy i spokoju. Psy kładą się gdzie bądź i śpią jak zabite. Gospodarze
po mroźnym spacerze rumiani niczym jesienne jabłuszka rozpalają w piecu a potem
usiadłszy przy stole, popijają gorącą herbatkę. A ja układam się w moim
zacisznym kąciku za meblami kuchennymi i zapadam w słodką drzemkę pełną snów o śnieżnych
wędrówkach…
Czy Acusiowi zmienilo sie umaszczenie, czy nigdy nie byl calkiem bialy? A moze na tle sniegu wydaje sie taki zazolcony? Co za frajda i radocha dla czworonogow. Dziwne, ale chyba wszystkie pieski lubia snieg, zabawy i ganiatyki na nim. Pieknie tam u Was zima.
OdpowiedzUsuńAcuś i Isia są o wiele bielsi latem. Zimą zdecydowanie żółkną. Kolor ich sierści zależy też od kąta padania światła, od tła na którym stoją.Acuś jest prawdopodobnie akitą białą, a to sezonowe żółknięcie sierści jest podobno charakterystyczną cechą tej rasy psów.
UsuńA śnieg to ich żywioł. Zdecydowanie wolą zimę niż lato. latem za gorąco im w tych grubych futrach. Musi być bardzo mroźnie(ponad minus dziesięć) żeby im zimno zaczęło przeszkadzać.
Cztery pieski, radosne pieski
OdpowiedzUsuńOd bieli śniegu lecą im łezki
Ten szczęśliwy
Ten szalony
Merdają wszystkie ogony...
Do śpiewania na następnych zimowych spacerach:)
Bardzo fajna piosenka! Dziękuje, Iwonko! Oj, kręcą się łezki, kręcą, gdy się na tak biały śnieg patrzy! Przydałyby sie pieskom ciemne okulary!:-))
UsuńPajeczyco, juz sie martwilam, ze sie nie odezwiesz az do wiosny :).
OdpowiedzUsuńIlez psiej radosci w tym zaczarowanym krajobrazie. Az sie buzia smieje na widok ich harców :))).
Postanowiłam w końcu dać głos, bo ileż ten blog juz kilkoma warstwami kurzu zarósł! A bardzo mi sie chciało psie harce pokazac, obo ja sama też sie smieje, jak na te wariaty patrzę!:-))
UsuńTo dowód na to, że zimą nie wszyscy śpią:-)
OdpowiedzUsuńCzasem sie budzą!:-)
UsuńWidać, że psy uwielbiają zabawę :)
OdpowiedzUsuńTak, uwielbiają! Szczególnie na śniegu!:-)
UsuńTak wygląda wolność. Pajęczyco trzymaj się gospodarzy będzie Ci dobrze. A czytając tą opowiastkę robi się bardzo ciepło na sercu wbrew pogodzie.
OdpowiedzUsuńPieski gospodarzy są wolne i szalone! Robią, co chcą - rozpuszczone jak dziadowskie bicze!:-) Ale lubie na nie patrzeć!:-)
UsuńWOW Pajęczyca Hildegarda obudziła sie ,cudnie to słyszeć i widziec harce psiaków.Ależ Ci tam dobrze wsród całej te przesymaptycznej gromadki piesków i wspaniałych gospodarzy.Pozdrwiam zimowo
OdpowiedzUsuńNo bo ileż mozna spać? trzeba raz na ruski rok sie odezwać, żeby ludzie o mnie całkiem nie zapomnieli! Cieszę się, że moje odezwanie sie kogoś ucieszyło!:-)
UsuńDziękuję za wędrówkę po pięknym, zimowym Pogórzu!:-)*
OdpowiedzUsuńAleż ta Wasza psia czeredka ma w sobie energii i radości życia, to zaraźliwe jest:-))
Patrząc na zdjęcia z zabawami piesków sama zaczęłam przebierać nogami, to już prawie zespół niespokojnych nóg mi się zrobił:-)))
Za oknem słońce, czas na mój spacer ośnieżonymi alejkami naszego osiedla z zachowanym pod powieką zimowym spacerem po zaśnieżonym Pogórzu.
Ściskam Twoje łapeczki, które taki piękny, radosny tekst napisały!:-)
Uściski dla Zosi i Grzesia, głasków dużo dla piesków:-)*
Marytka
P.S. Zdjęcia piesków świetnie uchwycone w ich harcach! O pozostałych zdjęciach, to już nie wspomnę, jak zwykle u Was chce się je po wielokroć oglądać!:-)
Zosia mówi, że zimowe Pogórze jest tak samo piękne jak Bieszczady! I że nie trzeba daleko jeździć by widziec co rano cuda! Lubię widzieć Zosię taką radosną, pełną energii i zachwytu! Mnie sie to też wtedy udziela!
UsuńA pieski to juz maja w sobie tyle energii, jakby motorek w sobie samonapędzajacy sie miały. Mogłyby chodzic na takei spacery po kilka razy dziennie, ale wtedy gospodarze padli by zupełnie!
Taka śnieżna i słoneczna zima jest piękna i na wsi i w mieście. Słońce to największy czarodziej! Z nim i spacery sie udają i zdjęcia!
Macham łapeczką serdecznie!:-))
Jak wspaniale, jeszcze wiecej cudownych zdjec do ogladania! Pozdrawiam Kasia z Irlandii.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu zajrzałaś Kasiu i że podobają Ci sie zimowe zdjęcia z psiakami!
UsuńPozdrawiam Cię z ciepłym usmiechem!:-))
Aż chciałoby się na taki spacer pójść :)
OdpowiedzUsuńAle póki co smarki nie pozwalają.
Piękne zdjęcia!
Kuruj sie Kocurku! A potem i Ty pospacerujesz do syta, bo przecież zima jeszcze troche potrwa (albo i wiecej niż trochę!:-))
UsuńOby biała a nie błocista!
UsuńOtóż to!:-)
UsuńNie nadazam z czytaniem :)
OdpowiedzUsuńAle milo bylo poczytac opowiesc Pajeczycy i dobrze, ze Zosia nie zaszywa tej malej dziur w Grzesiowym kapturze, tym sposobem od czasu do czasu Pajeczyca pokazuje nam przepiekna kraine zimy.
Pieknie tam u WAS:***
Tak dawno nic tutaj nie pisałam, że koniecznie trzeba juz było, żeby blog całkiem kurzem nie zarósł!:-))A poza tym lubie postac moej pajęczycy.Niech od czasu do czasu opowie coś po swojemu, niech kawałek naszego pieknego Pogórza pokaże!:-))
UsuńBuziaki serdeczne od nas, Marylko!***
To polarne psiaki, że tak kochają zimę? Bo futerka mają stosowne. Tyle szczęścia w psich ciałach, warto się zapatrzeć. Sama nie wiem czy chciałabym być pieskiem czy pajęczycą
OdpowiedzUsuńPewnie, że polarne. Aż im zazdroszczę takich wspaniałych futer. Jednak zazdroszczę tylko zimą, bo latem współczuję!:-))
UsuńNie wiem jak to się stało, że nie wiedziałam o tym blogu.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona Waszym miejscem, a psinki są przecudne:)
Rzadko wstawiam tutaj nowe posty - to taki blog jesienno, zimowy. Pewnie dlatego nie zauważyłaś go to tej pory.
UsuńCieszę sie, że Ci sie tu podoba, Ataner kochana! I pajęczyca Adela, współautorka bloga też bardzo sie cieszy i wita Cię serdecznie, kosmate łapki Ci podając!:-))
Jakie one szczęśliwe! Był czas,ze też miałam zawsze jakiś psi ogonek,uratowany z opresji. Teraz trzy czarne koty dachowce są moimi towarzyszami!
OdpowiedzUsuńUwielbiam robić zdjęcia moim psom i uważam, że są bardzo fotogeniczne!:-) Mam psy i koty, a więc towarzyszy w bród!:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-))