- Spójrz, jak zielono na zewnątrz! Trzeba by się wybrać
do naszego lasu, bo pewnie tam zmian a zmian. Jak nie pójdziemy teraz, to je
przegapimy! – ozwała się pewnego, wiosennego ranka gospodyni, gdy już
cierpliwie wyczekała aż gospodarz dopije swoją poranną kawę i zje śniadanie.
- Teraz byś chciała iść? Może poczekamy aż się trochę
ociepli? – odrzekł Grześ czując chłodne powiewy dochodzące go z otwartych na
oścież drzwi na ganku. Gospodarze mieli bowiem taki obyczaj, że od kiedy na wiosnę,
na dworze robiło się ciepło aż do października, kiedy to ciepło definitywnie
odchodziło, drzwi wyjściowe trzymali przeważnie otworem. A po co? Żeby psy i
koty mogły sobie wędrować swobodnie oraz żeby świeże powietrze do domu
wchodziło. Niestety, wraz z owym przepływającym bez żadnych granic powietrzem
właziły do środka różne robaczki, pajączki a nawet i myszki, wlatywały muchy,
komary, bąki, osy a niekiedy też szerszenie. Tylko ja miałam pociechę z tego
bogactwa smakowitych owadów. A gospodarze, gdzie tylko mogli rozwieszali lepy
na muchy, by wyłapać jakos to brzęczące irytująco i paskudzące wszędzie musze
towarzystwo.
- Ale nie ma róży bez kolców! – jak zwykła mawiać
gospodyni i mimo wszelkich powyższych niedogodności nie zamykała przez dzień
tych drzwi. Dość miała tego zimowego zamknięcia, tego odcięcia od światła i
zapachów Pogórza.
- Lepiej, jak pójdziemy teraz, to się tak nie zgrzejemy.
Potem na pewno zrobi się gorąco! – odrzekła i dała mężowi przymilnego całusa.
Temu nie mógł się oprzeć! Przeciągnął się mocno, aż mu kości zgrzytnęły a potem
zarządził:
- Komu w drogę, temu czas!
I już wkrótce cała gromada z psami i ze mną,
pajęczycą łącznie, wędrowała śródleśną drogą podziwiając zmiany, które zaszły
tu od ostatniego spaceru. Zosia zabrała ze sobą plecak a w nim dwa soczki
pomidorowe, na wypadek, gdyby pić się ludziom zachciało, psie smycze, papier
toaletowy (wiadomo, do czego!), telefon, paczkę cukierków miętowych oraz mnie,
swą najlepszą przyjaciółkę! Specjalnie dla mnie nie domknęła górnej kieszonki
plecaka i siedziałam w nim sobie wygodnie, ciekawie rozglądając się na boki.
Psy biegały radośnie na wszystkie strony, chłeptały wodę z kałuż, tarzały w
czarnym błocie a pyski miały tak szczęśliwe i roześmiane, że i mnie dziwna radość
ogarnęła i sama bym się chętnie takiej gliniastej wody napiła oraz w ziemi
wytarzała. Ten zew natury był wręcz przemożny, hipnotyczny! I kiedy tylko
gospodarze przystanęli na chwilę by odsapnąć zaczęłam złazić po plecach
gospodyni w dół aby zrealizować swe śmiałe pragnienie. Na szczęście nie doszło
do tego, bo gospodyni znowu ruszyła w dalszą drogę a ja dziwiąc się swemu
niedawnemu szaleństwu powróciłam z westchnieniem ulgi do wnętrza kieszonki i
dalej podróżowałam już całkiem bezpiecznie!
- Nie chodźmy dzisiaj naszą stałą trasą! – zaproponowała Zosia.
- Dawno nie byliśmy w naszym uroczysku! A tam pewnie
teraz jest pięknie! – dodała.
- No to idziemy! Też jestem ciekawy, co tam o tej porze
roku kwitnie! – odparł Grześ i ruszył na czele ludzko-zwierzęcego pochodu.
- Uroczysko? Co to
takiego? – nastawiłam uszu. A gospodyni, z którą miałam silną więź telepatyczną
zaraz przekazała mi ciekawe informacje na ten temat.
- Uroczysko to tajemnicze, odludne miejsce będące częścią
pradawnej puszczy. Porasta je unikalna roślinność. Trudno tam dotrzeć. Łatwo
zgubić się po drodze, ale znalazłszy już to ustronie nie da się o nim
zapomnieć. Trwa w nim zawsze jakaś magia. I powietrze pachnie inaczej, niż w reszcie
lasu. Często z uroczyskami wiąże się jakaś legenda czy opowieść ludowa –
wyjaśniała Zosia i czułam, że jej serce mocniej bije na myśl o celu dzisiejszej
wędrówki.
Zadumałam się a
moja wyobraźnia podsuwała mi różne fantastyczne obrazy! Doczekać się nie mogłam
by to dziwne miejsce zobaczyć! Przemierzywszy kilka wzgórz i jarów, minąwszy
las świerkowy, brzozowy młodniak i wielką połać bukowego starodrzewia zeszliśmy
stromą paryją na dno skąpanej w promieniach porannego słońca dolinki.
Rozejrzałam się z
ciekawością. Dnem doliny przepływał mieniący się błękitnie potok, wokół niego
położone były grząskie mokradła i rozlewiska porośnięte przez wiosenne kwiaty i
nieznane mi rośliny w wielu odcieniach zieleni.
- Zobacz, ile kaczeńców, pierwiosnków i zawilców!
- A tam? Czy mnie oczy nie mylą? Tak, to różowa odmiana
lepiężnika! To niesamowite! Mieszkamy tu już osiem lat a pierwszy raz widzę go
w naszych stronach. Dotąd myślałam, że w tych okolicach można znaleźć tylko
białe lepiężniki! – zachwycała się gospodyni i ostrożnie człapiąc w grząskich
błotach podziwiała tutejszą roślinność.
- Uważaj żeby cię nie wessało! – ostrzegł rozentuzjazmowaną
Zosię Grześ.
- Wcale bym się nie zdziwił, gdyby powstało tu małe
bagienko! – zawyrokował unosząc wysoko oblepione budyniowatym błotem gumofilce.
Gospodyni coraz
trudniej było iść naprzód. Robiło się
coraz głębiej, a przypominające smołę podłoże coraz bardziej wciągało
jej nogi, które wyciągała z bajora z głośnym, lepkim kląśnięciem. Nie mogła się
jednak powstrzymać przed pójściem naprzód, bo gdzieś tam żółciła się wesoło
wyjątkowo dorodna kępa kaczeńców a gdzieś indziej rosły nad potokiem olbrzymie
lepiężniki i przekwitające już fioletowe żywce oray miodunki.
Także Grześ wypatrzył dla siebie coś ciekawego – kolorowe albo zupełnie białe grzyby porastające drzewa a nawet pierwsze, jadalne grzybki wiosenne – czerwone czarki, wyglądające w poszyciu leśnym niby zagubione uszy świnki albo pąsowe kamee.
Także Grześ wypatrzył dla siebie coś ciekawego – kolorowe albo zupełnie białe grzyby porastające drzewa a nawet pierwsze, jadalne grzybki wiosenne – czerwone czarki, wyglądające w poszyciu leśnym niby zagubione uszy świnki albo pąsowe kamee.
Psy także były
wniebowzięte. Mogły się do woli wypluskać w potoku, upaprać czarnym błockiem,
napić się krystalicznej wody, poskubać smakowitej trawki, przeskoczyć rowy i
znaleźć się po drugiej, mało znanej części paryi.
Wędrowaliśmy tak
z godzinę oglądając wszystko, pochylając się nad jakaś szczególnie ciekawą
roślinką i fotografując ją.
- Grzesiu, a może byśmy jakoś nazwali to uroczysko? Bo
chyba poza nami nikt inny tu nie chodzi. To takie nasze sekretne, cudowne
miejsce! – poddała myśl Zosia.
- Może coś związanego z duszami? – odrzekł Grześ zapatrzony
w seledynową mgiełkę unoszącą się nad pobliskimi laskami.
- Przecież w tych lasach działo się mnóstwo ciekawych a
często i tragicznych rzeczy. Ileż zabitych ludzi tu spoczywa w bezimiennych,
zagubionych w bezdrożach mogiłach. Nikt o nich nie wspomina, nikt nie pamięta…A
przecież ich dusze na pewno tu są, wracają by spotkać się w ważnych dla siebie
miejscach. Myślę, że to uroczysko do nich i do dusz wszelkich upolowanych w
tych kniejach zwierząt należy. Tutaj mają spokój, odcięcie od świata, tu mają swoją
niezmienność! – odparł w natchnionym zamyśleniu gospodarz.
- Masz rację! A skoro tak, to zawołajmy psy i wracajmy
już do domu, bo za bardzo naruszamy tu duchową ciszę! – szepnęła gospodyni.
- Niech to miejsce zawsze pozostanie takie, jakie jest
teraz. Piękne, tajemnicze, ciche, niewinne i bezpieczne. A co ty na to Grzesiu
by nazwać je „Duszysko”?
- Dobry pomysł! Podoba mi się! Uroczysko – Duszysko!
Mogłabyś napisać jakąś historię rozgrywającą się w tych okolicach.
- Przecież piszę, Grzesiu, piszę!
- No tak, ale mnie chodzi o jakieś opowiadanie grozy, o
coś z tym fajnym, niepokojącym dreszczykiem! – westchnął rozmarzony gospodarz.
- Może i napiszę, jak skończę tamto! A w ogóle, to sam
przecież możesz napisać! Bardzo bym się ucieszyła, gdybyś to zrobił! – Zosia
spojrzała na męża zachęcająco.
- E, nie! Teraz tyle roboty w ogrodzie. Nie ma kiedy. Ale
może jesienią wezmę się znowu do pisania! – obiecał gospodarz, uśmiechając się do
zapatrzonej w niego żony.
Potem wzięli się
za ręce i powędrowali poprzez dolinkę, odkrywając po drodze piękną polankę
porośniętą tak rzadkim w tych stronach czosnkiem niedźwiedzim. Skubnęli dla
smaku parę listków i wspięli się pod stromą górę a stamtąd bukowym lasem poszli
na ukos w stronę domu, nawołując rozbrykane psy i przypinając je do smyczy,
żeby im na koniec gdzieś nie zwiały. Ale psom uciekać się wcale nie chciało.
Szły grzecznie zziajane i zmęczone wędrówką, ciesząc się powrotem do ukochanego
domu. I ja się z tego cieszyłam. Stanowczo za dużo światła przyjęłam na swe
blade ciało tego dnia. Czułam, że nabawiłam się nawet oparzeń słonecznych! Co
za dużo, to niezdrowo!
Jak pięknie. Dziękuję za chwile radości.
OdpowiedzUsuńWitaj serdecznie Lusiu na tym blogu! Miło mi, że sprawiłam Ci radosć tą opowieścią!:-))
UsuńZe Wy tam nie poginiecie w tych lasach. Ja kompletnie nie mam orientacji w terenie, wystarczy mnie wywiezc do lasu, dwa razy zakrecic i juz nie wiem, jak wracac do domu. :))
OdpowiedzUsuńTo samo pomyslalam;) ja bym tam zginela na nic.
UsuńAniu, łazimy po tych lasach już osiem lat. W promieniu kilku kilometrów złaziliśmy wszystko i nauczyliśmy sie rozpoznawać i zapamiętywać charakterystyczne dla danych okolic miejsca, a poza tym po prostu czujemy, w którym kierunku powinniśmy isć!:-))
UsuńStar, gdybys łaziła po tych okolicach tyle lat, co my, to też byś miała wszystko w małym palcu! A jak nie wiemy, gdzie jesteśmy, to idziemy na azymut, czyli na czuja i zawsze gdzieś dojdziemy!
UsuńJa to bym sie w NY zgubiła! Kiedyś zgubiłam sie w pewnym mieście w Au. Ależ byłam spanikowana!:-)
No właśnie, gdzieś z tyłu głowy mi chodziło, że ja już znałam taką osobę jak Ty i dopiero czytając ten tekst zaskoczyłam, żeś Ty pokrewna dusza Ani z Zielonego Wzgórza taka Zosia z Pogórza Dynowskiego
OdpowiedzUsuńOch, Krystynko!Iileż ja sie w dzieciństwie Ani z Zielonego Wzgórza naczytałam! Kochałam tę ksiązkę, wszystkie jej części! I pewnikiem troszke się tą charakterystyczną "aniowatością" zaraziłam!:-)
UsuńCudeńko las i wiosenne skarby! Pozdrawiam leśne łaziki!
OdpowiedzUsuńPiękne są nasze lasy, naprawdę! Chodzimy po nich już ósmy rok a nei ma mowy o tym, by sie nam znudziły!
UsuńŁaziki pozdrawiają Cię serdecznie, Anno!:-)
Ja to bym zabłądziła ,nie mam orientacji w lesie :)Pięknie tam.
OdpowiedzUsuńJak miło i tu poczytać:)
Pozdrawiam Ulka M
Orientację można sobie wyrobić, jak sie człowiek nauczy zwracać uwagę na charakterystyczne punkty w lesie.
UsuńCieszę sie Ulu, że i tutaj mogę Cię gościć!:-)
Pozdrawiam Cię z usmiechem!:-)
My pierwszy raz w życiu kupiłyśmy czosnek niedźwiedzi i nie wiem, jak mogłam dotychczas jeść kanapki bez jego dodatku. Na naszym podwórku jest Ekocentrum i w soboty gospodarze przywożą swoje skarby. Myślałyśmy, że to już konwalie, a to takie pyszności! Pajęczyco, Ty zapewne wiesz, czy można taki czosnek mrozić na zaś, bo jego żywot jest krótki?
OdpowiedzUsuńHania zebrała materiały i zasiadła...
Mamy czosnek niedźwiedzi w ogródku i uwielbiamy go z męzem!Do kanapek, do sałatek, do jajecznicy, do pomidorów, dobry jest też suszony jako przyprawa do zup, sosów, makaronu, ziemniaków. Można go kisić! Jest pyszny w tej postaci i bardzo zdrowy. Mozna zrobic z niego pesto!Zmiksować w blenderze z oliwą, pietruszką i orzechami albo z migdałami! O mrozeniu czosnku niedźwiedziego nie słyszałam. Myslę, że by okropnie sflaczał! A co by sie stało ze smakiem? Pewnie też by przepadł!
OdpowiedzUsuńNajlepiej najeść sie nim teraz do syta! Na Ukrainie np.to narodowe, powszechnie dostępne warzywo. Nie ma problemu z jego zbiorami. A u nas jest pod częściową ochroną...
Jestem bardzo ciekawa kolorów materiałów, nad którymi zasiadła Hania! Na pewno wszystko wyjdzie jej prześlicznie!:-)
Dziewczyny drogie, pozdrawiam Was obie w imieniu swoim oraz pajęczycy!:-))
Nie pozwala mi zdradzić kolorów, bo to ma być niespodzianka!
UsuńRozumiem! Niespodzianka to niespodzianka!:-))
UsuńTęsknię za takimi wycieczkami. U mnie w pobliżu las, w którym na wiosnę kwitną tylko zawilce i to w niewielkiej ilości. Muszę poczekać do lata na dłuższe wyjścia...
OdpowiedzUsuńNa Pomorzu troche inne są lasy. Pewnie wynika to z rodzaju gleby i odmiennego klimatu, pewnie u Was przewaga sosen i innych iglastych?
UsuńMamy szczęście mieszkać tuz przy lesie, w którym jest ogromna róznorodnosc drzew i innych roślin a na wiosnę widać to szczególnie, bo najwiecej kwiatków wtedy kwitnie w poszyciu. Potem tutejszy busz wszystko zgłuszy, zarośnie, trudno będzie przejsć.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Wietrzyku!:-)
Większość to plantacje sosnowe, ale też buki i dęby... niestety najstarsze z nich poszły w zeszłym roku pod piłę :(
UsuńBardzo szkoda takich starych drzew. Łatwo ściąć,majac tylko tymczasowy zysk na uwadze i nie przejmować sie dalszymi konsekwencjami. A przecież to ginie nie tylko stare drzewo,które rosło wtedy gdy nas i naszych rodziców nie było jeszcze na swiecie, ale wraz z nim giną rośliny zyjace w nim symbiozie.Straszna lekkomyslność i brak szacunku dla przyrody!
UsuńUroczyska są niezwykłe!
OdpowiedzUsuńTak, Basiu. To piekne, unikalne miejsca z niezwykłym klimatem!
UsuńZdjęcia są tak piękne, że aż mi łzy w oczach stanęły. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńTakie miejsca mają w sobie boskość w pełnej krasie.
To cudownie, że tak Ci się Lidko spodobało w naszym uroczysku!:-) Ciekawa byłam, czy na uda mi siezdjęciami przekazać choć częśt tego zachwytu, w jakim ja byłam, chodząc po Duszysku!
UsuńUwielbiam chodzic w takie miejsca. Wsłuchiwać sie w ich "ducha". A zdjęcia nie oddają nawet w połowie rzeczywistej urody tego miejsca!Nie widać tych wszystkich kolorów, nie czuc zapachów ani nie słychać spiewu ptaków.To kawałek bardzo starego lasu. Tak, masz rację, że to boskosc w pełnej krasie!:-)
U nas na Podlasiu mnóstwo takich miejsc. Cudna wiosna. Po zimowej drzemce taki spacer dodaje energii na maksa :-) Psy przepiękne masz Ola. Moja niskopodwoziowa Fasola to nawet pazurków nie umoczy w wodzie, ale za to chętnie po perfumuje się padlinką. Poczochraj ode mnie pajęczycę :-)
OdpowiedzUsuńNa Podlasiu też są wspaniałe, stare lasy, a to w nich właśnie skrywaję sie tak piekne, niezwykłe miejsca. Wiosna jest w nich najpiękniej!Mieszkasz Aniu w ciekawych przyrodniczo i historycznie stronach!
UsuńMoje psy są jak wilki - ich wielkosci i żyjące bardzo blisko natury. Mają tu mnóstwo terenów do biegania, wąchania, taplania się w bajorach, kopania itp.
Jamniczki to chyba delikatne pieski.Ale padlinki lubia wszystkie. Moje też! Ileż ja juz sie je nakąpałam po powrocie za spacerów, gdy śmierdziały tak okropnie, ża samo przebywanie w ich pobliżu wywoływało napady torsji!:-)
Poczochram pajęczycę na pewno! Niech tylko zza mebli kuchennych znowu wylezie!:-)
Jeszcze mam w żywej pamięci deszczowe lasy, obwąchiwanie się z niemal każdą rośliną a mimo tego wzruszenie ściska jak patrzę na Twoje zdjęcia. Ależ tęsknię, człowiek do końca zycia będzie najbardziej kochał to, w czym dorastał i nic tego zastąpić nie może. Piękne zdjęcia Ola, cudowny las. Jestem pod wrażeniem Twojej znajomości roślin! Imponujące. Ja musiałam googlować. Lepiężnik to lek na migreny i łatwiejsze oddychanie:) Czarowne miejsca. Oglądałaś może nową serię Ani? Bardzo mi się podobała, mniej cukierkowa, prawie brzydka, piekniejąca chwilami, jak ania z książki:)
OdpowiedzUsuńNigdzie nie widziałąm tak pięknych lasów jak tutaj!A wiele lasów w zyciu poznałam! Te tutejsze są tak róznorodne pod względem roślinnosci i ukształtowania terenu, że chodzenie po nich nigdy mi sie nie znudzi.(Bylebym tylko mogła chodzić, bo te moje stopy coraz bardziej daja mi popalić!)
UsuńRoslinkami łąkowymi i leśnymi interesuję się oz dawna, ale wciaz uczę sie czegos nowego, i nadal mnóstwa z nich nie znam.Też sie często z googla douczam!:-)
Chętnie bym Cię wzięła na spacer po moich lasach, Eulampio!:-)*
Nie, nie widziałam nowej serii Ani! Słyszałam o tym serialu. Będę musiałą sobie poszukać i w wolnej chwili zobaczyć!:-))
https://freedisc.pl/brandon123,d-2371685,ania-nie-anna-anne-2017-lektor-pl
UsuńMożna online, tylko trzeba przeczekać reklamy. Ja wolę ściągać, wtedy nic się nie zacina.
Tutejsze zielsko wyszukuję obrazem, zdjęcie wrzucam w google. Okazało się, że to co wyrywałam, to najcudowniejszy lek na wszystko. Można jeść jak sałatę, własnie o tej porze się pojawia. Poczułam się jak odkrywca.
Pewnego razu w płaskich, twardych jak kamień sandałach się nachodziłam. Wieczorem czułam tylko ból pięt. Teraz kupuję adidasy a nawet ostatnio sandały trekingowe z taką specjalna pianka, nawet sandały trekingowe, chodzi się jak na sprężynce i nic a nic nie boli. No chyba, że zakwasy w łydkach:)
Może coś takiego by i Tobie pomogło?
Kiedyś się w Polsce zjawię i zgłoszę się na ten obiecany spacer, zobaczysz:)
widcznie te sandaly są dla mnie wazne, bo aż dwa razy podkresliłam, wybacz:)
UsuńEulampio kochana, dziękuję za "Anię"! Jak będę miałą w koncu wiecej czesu, to sobie z radoscia pooglądam!:-)
UsuńNie wiedziałam o możliwosci wyszukiwania w googlach przez obrazy!To cenna informacja, bo pewnie nie raz z niej skorzystam!Dzięki serdeczne!:-) Na początek zrobiłam test googlowi pokazując mu zdjecie tego, co znam. Okazuje się, że pan google nie wie wszystkiego!Na przykład znanej mi śledziennicy nie rozpoznał a jaskry wziął za dziurawiec! :-) Trzeba zatem z pewna rezerwą traktować jego wyroki, gdyż jest omylny, jak każdy z nas!:-)) Tym niemniej podoba mi sie ta funkcja wyszukiwania!:-))
Myslę, że co do butów możesz mieć dużo racji! Ja na nasze spacery po lesie ubieram zawsze gumiaki z uwagi na podmokłe tereny. Ale to nie są najwygodniejsze buty.Mimo kilku wkładek wewnątrz nadal czuje każdy kamień. Bedę musiałą kupic sobie jakies lepsze buty z pianką i zobaczyć, czy mi sie polepszy ze stopami, bo teraz bolą mnie nie tylko pięty, ale śródstopie oraz stawy skokowe! Dużo ostatnio kucam przy robotach ogródkowych, a to mi robi najgorzej na stopy. Och!Starosc nie radość!:-))
Najlepiej byłoby móc sobie chodzic boso. Po domu tak chodzę często i to przynosi mi ulge - zwałszcza stapanie po zimnych kafelkach!
Cieszę się, na obiecany, wspólny spacer! Choćby na czworakach, to pójdę z Tobą Eulampio!:-))*
Ja zrobilam samodzielnie zagony podwyższane. Napatrzyłam się głownie w gazetkach reklamowych, a potem na stronach internetowych. Raised Garden Beds, wygooglaj Olu. Moje takie ładne nie są, znalazłam deski, cegły i bardzo wygodnie mi teraz pracować, chwasty się nie mają szans rozsiać i z podlewaniem lepiej.
OdpowiedzUsuńMemory foam, wkładki do butów. Stopa będzie wdzięczna i nie zechce z buta wyjść, zobaczysz. Tu nawet drewniane krzesła są tak wyprofilowane, że są bardzo wygodnie:)
Pewnie link sie nie skopiuje do Ani, ale mozesz tak: www.Freedisc.pl i już na stronie szukasz, z tym, że trzeba się zalogować, żeby ściagać.
Nie pozwolę Ci iść na czworakach, na barana wezmę:) Wyobrażam sobie jak siadamy z szampanem, żeby uczcić wydanie "Karczmy". A potem będziemy tańczyć jak rusałki pośród drzew.
Widziałam już u róznych blogerów te zagony podwyższane, wiec troche wiem jak to działa. Na pewno jest to wygodne, bo nie trzeba sie tak schylać a to ogromny plus!:-)
UsuńSpecjalne wkładki do butów? Poszukam! Dziękuję za polecenie!Wczoraj ubrałam do roboty w ogrodzie stare adidasy i od razu było mi lepiej niz w gumiakach:-)
Weszłam na Freedisc. Dodałam sobie tę strone do ulubionych i jak będę miała czas, to poszukam sobie tam smakowitych kąsków filmowych czy innych!:-)
Na barana? Taki ciężar? Mam lepszy pomysł! Zawsze mozesz mnie powieźć na taczkach!:-) Albo na saneczkach, zimą! Nabędziemy saneczki i obie wsiadziemy na nie a potem zjedziemy z górki na pazurki do paryi! A cucić będziemy sie szampanem lub jakowymś innym zacnym trunkiem!:-)))
Ups...spóźniłam się, zawsze wchodzę na tą zakładkę, a tym razem zapomniałam. Dopiero wczoraj późnym wieczorem coś mnie tknęło. Czasem przed snem lecę tak szybkim galopkiem po blogach, weszłam na Wasz, no i zonk ☺ Cóż bywa...
OdpowiedzUsuńZrobiłam sobie samotny, nocny spacerek po uroczysku, ale na komentarz nie mialam już siły. Piękne to uroczysko. Przyznaję, że wiele takich miejsc widziałam podczas wycieczek z rodzicami, którzy kochali las i często się tam lubili poszwendać, zabierając mnie ze sobą. Wyjeżdżaliśmy wtedy na takie wycieczki na cały dzień, zaopatrzeni w odpowiednie ubrania i prowiant. Bez problemu patrząc na zdjęcia mogę przywołać z pamięci zapachy najmniejszej trawki choćby, odgłosy i szmery lasu, od bzyczenia owadów po trzeszczenie gałązek i szum poruszanych wiatrem liści.
Na takie spacery rzeczywiście lepiej chodzić w odpowiednich butach, najlepiej w takich dobrze trzymajacych kostkę, a więc trochę wyższych i sznurowanych. Kalosze to niedobre obuwie na długie wycieczki, ale to juź wiesz, a ja znowu się powielam ☺
Buziaki Marytka
Marytko kochana! Wcale sie nie spóźniłaś! Przecież wiesz, że na tym blogu posty ukazuja się rzadko i zawsze zdązy sie cos pod nimi napisać, zanim ukaże sie następny!
UsuńCieszę się, że tu zaglądasz i że przeszłas sienocą po moim uroczysku! A propos, to ciekawie byłoby przejsc sie po prawdziwym uroczysku nocą. I strasznie, bo na pewno rózne zwierzęta tam przebywają, no i dusze zagubione również!:-)
Piękne są takie miejsca, niezapomniane. Człowiek od razu doczuwa, że znalazł sie wśród dzikiej, niezkazonej prawie przez obcenosc człowieka przyrody. To bezcenne uczucie. tak mało zostało juz takich miejsc. Szczególnie po ostatnich wycinkach. Do naszego uroczyska też z każdym rokiem coraz bardziej zblizaja sie drwale wraz ze swymi warkotliwymi piłami i bezlitosnymi siekierami. Już widzę, że czosnkowi niedźwiedziemu zaczyna brakować cienia i otaczajacych go dotąd buków - przyjaznych, cichych opiekunów...
Co do odpowiednich butów na nasze spacery, to naprawde będę musiałą takich poszukać.Moje stopy aż sie o nie proszą!
Ściskam cie serdecznie Marytko i wielu jeszcze odwiedzin w uroczyskach i innych pięknych miejscach Ci życzę!:-))*
Oleńko! Tylko nie nocą po prawdziwym uroczysku tzn. w realu! Tak bym się darła ze strachu dzwoniąc przy tym głośno zębami, że w najdalszej wsi psy i ludzi bym obudziła, plomby sobie powybijała, a o duszach zagubiomych wolę nie wspomnieć, bo one jeszcze szybciej by zwiały, galopkiem odnajdując drogę tam gdzie trzeba:-)))
OdpowiedzUsuńMnie po takiej wycieczce i towarzyszące mi osoby długo trzeba by reanimować jakimś mocno procentowym trunkiem i sztabem ratowników medycznych o zdrowych nerwach:-))))
Hm...przydałby się taki straszak na tych, lubujących się w wycinkach drzew. Niestety, w tym wypadku mój wrzask i spazmy mogłby się okazać nieskuteczne:-(
Szkoda drzew, mnie zawsze gdzieś boli w duszy jak widzę ich wycinkę i mam wrażenie, że czuję ich strach...
Buziaczkuję serdecznie:-)***
Marytka
Też nie byłam i nie zamierzam byc w lesie nocą, sama! Na samo wyobrażenie zimny dreszcz po plecach idzie! Tym niemniej można sobie wyobrażać, jak tam wówczas jest, jakie zwierzęta sobie chodzą i co robią! Gdyby człowiek miał czapkę niewidkę plus kamerę noktowizyjną wtedy by sobie poszedł na nocne filmy przyrodnicze!
UsuńCoraz więcej tych wycinek w Polsce ostatnimi czasy. Zmienia sie wygląd lasów, zmienia całe znane nam środowisko naturalne. Do czego to wszystko doprowadzi? Co ocaleje dla przyszłych pokoleń? Ech, a mogłoby być tak pięknie, tak zielono, bajkowo i spokojnie...
Pozdrowienia gorące zasyłam Ci miła Marytko o słonecnzym poranku!:-)***
HI !pozdrawiam co za spacer !!!cudowne oklice co ja taka ostatnia ostatnio;-) no trudno taka gapa ze mnie usciski serdeczne lapek p.Gosia
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Gosiu! Las jest piękny o każdej porze roku, ale wiosną pokazuje dodatkowe uroki, bo kwitnie wszystko na potęgę a w uroczyskach najobficiej.Warto chodzić i znajdywać takie miejsca.
UsuńPozdrawiam i ściskam Twoje łapki!:-))