czwartek, 16 lutego 2017

Okiem pajęczycy – „Isia”, cz.1





   Wróżka przedwiośnia Izolda przez pierwszą połowę lutego zdecydować się jakoś nie mogła by wejść na podkarpackie tereny od kilku miesięcy skute lodem i zmrożonym, twardym niby kamień śniegiem. Co podeszła bliżej, to znowu się cofała, albowiem trzy pogórzańskie siostry: wichrzyca, śnieżyca i dujawica robiły wszystko, aby ją do szybszego marszu zniechęcić.  Jednakże w drugiej połowie miesiąca Izolda szepnęła sama do siebie, że raz kozie śmierć i ruszyła odważnie przed siebie.



- Koniec tej zimowej gnuśności i lękliwości! Najwyżej jak mi będzie bardzo zimno to schowam się w ostojach dzików oraz saren. Do ich ciepłych boków przytulę i jakoś do sposobniejszego dla mnie czasu dotrzymam – postanowiła i otuliwszy się dokładnie seledynowym szalem, we włosy złapawszy czułe promienie słońca, nucąc pogodną piosenkę wyruszyła na spotkanie nowej przygody.

   Ja, pajęczyca Adela Hildegarda odbierałam głosy natury każdym włoseczkiem na mych zgrabnych odnóżach a śpiew Izoldy rozbrzmiewał w mych uszach najsłodszymi tonami, pełnymi wspaniałych obietnic i cudownych niespodzianek.
   Mieszkańcy wiejskiego gospodarstwa, w którym mieszkałam także tę melodię usłyszeli, sercem spragnionym odmiany zimowej aury poczuli. Po porannym obrządku, nieco krótszym niż zazwyczaj, bo bez krzątania się w opustoszałych, kozich boksach gospodyni wróciła do domu i oznajmiła gospodarzowi, że koniecznie powinni wybrać się na przedwiosenny spacer do lasu.

- Jest tak pięknie, słonecznie i energetycznie! Coś magicznego wisi w powietrzu. Mam wrażenie, że zaraz zaczną kwitnąć pierwiosnki, podbiały, zawilce i żywce. Oczywiście wiem, że to jeszcze za wcześnie, ale po prostu coś mnie gna na powitanie przedwiośnia! Nasze psy też szaleją w ogrodzie. Patrzą na mnie tak wymownie, tak prosząco, że po prostu trzeba im ulec – przekonywała z młodzieńczym błyskiem w oku kończącego poranną kawę gospodarza.



   Grześ wyjrzał przez okno i aż musiał oczy przesłonić dłonią, tak mocno raziło go lutowe słońce. Przy budynku gospodarczym szczeniaki – biała Isia i beżowo-czarna Ipcia mocowały się ze sobą w radosnych zapasach.  Zwłaszcza Isia uwielbiała tę formę zabaw. Ze względu na swoją ślepotę szczególnie mocno łaknęła kontaktu fizycznego, dającego jej poczucie pewności, stałości i szczęścia. W takich wzajemnych tarmoszeniach widać było między siostrami bliskość, zaufanie i wyczucie tego, na co mogą sobie obie pozwolić. Nigdy nie zrobiły sobie krzywdy a ich ostre, wyszczerzone zębiska tylko wyglądały na bardzo groźne. 



- O ileż nudniejsze i mniej intensywne byłoby ich życie w pojedynkę -  pomyślałam popatrując na rozbrykane siostrzyczki spoza ramienia gospodarza. Lubiłam przyglądać się psim zabawom a od przygody z zagubioną w śniegu rękawiczką i cudownym jej odnalezieniem przez Uzię, tę właśnie sukę obdarzałam największą sympatią. Rozejrzałam się po podwórku i zauważyłam, iż moja ulubienica wygrzewała się na plamie słonecznej obok domu a Acuś siedząc na budzie popatrywał tęsknie w dal. Tak, z całą pewnością marzył o przestrzeni, o nieskończenie wolnym, długim biegu przez pola i wzgórza.



Gospodarz przeciągnął się leniwie a potem przygarnąwszy serdecznie żonę oznajmił:

- Wprawdzie nie bardzo mi się chce gdzieś chodzić, ale skoro trzeba to trzeba! Muszę pójść z wami, bo na pewno wszystkie leśne zwierzęta też poczuły ten wiosenny zew a spotkanie z pobudzonymi agresywnie dzikami nie byłoby dla was bezpieczne. Muszę cię obronić w razie czego, mój ty Piotrusiu Panie! – uśmiechnął się do Zosi i zmierzwił czule jej krótkie, obcięte niedawno po męsku włosięta.

- Ciekawa jestem, jak byś nas obronił? Scyzorykiem ani patykiem wiele byś nie zdziałał. Uciekalibyśmy aż by się kurzyło i tylko patrzylibyśmy, gdzie jakie drzewo, co by na nie wleźć! – chichotała gospodyni sprawdzając, czy ma naładowane w aparacie fotograficznym baterie.  Zosia niemal na każdy spacer zabierała swój aparat tak samo jak i Grześ uwielbiając tę formę uwieczniania codzienności i wyłuskiwania z niej ulotnych, niepowtarzalnych momentów. Po powrocie ze swoich fotograficznych łowów zawsze z ciekawością oglądali  zdjęcia, porównywali i ze sobą, jednymi zachwycali a inne usuwali jako nieudane a na końcu umieszczali pozostałe w obszernym, komputerowym archiwum.

   Niebawem gospodarze zaczęli się ubierać najwyraźniej szykując się do zamierzonego spaceru.

- A co ze mną?! Dostatecznie już odpoczęłam po poprzedniej wyprawie. Moje gardło wyleczone sokiem z czarnego bzu i miodem jest w niezłej kondycji a ma pajęcza dusza wprost rwie się do słońca i jakowejś nowej przygody. Nie ma się co zastanawiać!  Idę! – sapnęłam i wlazłszy Grzesiowi do znajomej dziury w kapturze gotowa byłam, aby z mymi gospodarzami wyruszyć w ten ciepły, lutowy poranek do przedwiosennego lasu.



   Na widok ubranych do drogi gospodarzy w psy jakby piorun strzelił! Obskoczyły ich ze wszystkich stron, obleciały w radosnych tańcach i entuzjastycznych poszczekiwaniach. Mało nóg nie połamały skacząc na oblodzonym podwórku.  A kiedy Grzesiek otworzył boczną bramę wypadły na graniczącą z ogrodem łąkę niby torpedy i pobiegły przed siebie na złamanie karku.


   Z podziwem i zdumieniem obserwowałam wspaniale radzącą sobie w otwartej przestrzeni Isię. Ta niewidoma, siedmiomiesięczna psinka znakomicie nauczyła się jak omijać przeszkody, jak wybierać kierunek biegu by do niczego nie dobić, jak dotrzymywać kroku swej siostrze Ipci, jak znajdywać ją oraz pozostałe psy na śnieżnych połaciach okolicznych pól. Na pewno pomagał jej w tym zmysł węchu oraz słuchu, ale też powiew wiatru zostawiany w pędzie przez jej pobratymców, ich ciepło i głębokie ślady na śniegu. Kierowała się też w tym biegu jakimś szóstym zmysłem, który podpowiadał jej, gdzie należy skręcić, jaką dziurę ominąć, do jakich miejsc się nie zbliżać. Znała dobrze okoliczny teren i na pewno na pamięć nauczyła się już jego topografii. Ktoś patrzący z boku mógłby nawet nie zauważyć jej ślepoty, tak zwyczajnie i swobodnie zachowywała się na spacerze. Czasem tylko, gdy reszta jej rodziny rozbiegła się po okolicznych chaszczach albo pognała do paryi Isia zatrzymywała się i podnosząc do góry pysk wwąchiwała w przestrzeń, chcąc wyłapać w niej jakieś znajome dźwięki i zapachy. Z doświadczenia wiedziała, że wśród gęstwiny leśnej łatwo można się zagubić, zaplątać i stracić orientację. Natomiast stoki wzgórz budziły w niej jakiś pierwotny lęk, związany z tym, że nie wiadomo było, gdzie można tam bezpiecznie postawić łapy, aby nie napotkać niezrozumiałej pustki, żeby nie polecieć w dół na łeb na szyję. Isia potrafiła być bardzo ostrożna i nie pchała się tam, gdzie nie czuła się pewnie. Wolała wtedy pozostanie na leśnej drodze oraz dającą oparcie bliskość swych gospodarzy.  Przystanąwszy odwracała głowę w stronę kroczących z tyłu ludzi i czekała na znajomy sygnał z ich strony.
- Isia, Isia! – wołała wtedy do niej Zosia pieszczotliwym, serdecznym głosem a niewidoma suczka natychmiast rozpromieniała się w szczęśliwym, psim uśmiechu. Podnosiła wysoko do góry ogon i machając nim wesoło znowu biegła przed siebie w poczuciu absolutnego bezpieczeństwa i pogody ducha.




- Może pójdziemy dzisiaj na przełaj przez pole sąsiada do świerkowego lasu? Od jesieni tam nie byliśmy! – zaproponował Grześ ostrożnie stawiając kroki w głębokich, zmrożonych koleinach pozostawionych na drodze przez jakiś traktor czy też quada.
- Dobrze! Polem na pewno będzie się nam lepiej szło niż tą pełną dziur drogą! A i psy będą miały gdzie się wyszaleć i może uda się im zrobić jakieś fajne zdjęcia! – zgodziła się Zosia i nawołując porozbiegane po krzakach psiska ruszyła na okrytą zmrożonym śniegiem dziewiczą połać łąki.   



   Oczywiście nigdzie nie było widać ani śladu wiosny. Żaden pączek, kwiatek czy trawka nie miały jeszcze siły ani odwagi, aby wydostać się spod śniegu. Jednak jakiś ptak ukryty w koronach sosen wydawał z siebie wyraziste, pełne żaru nawoływania. A jakiś inny, schowany w brzezinie odpowiadał mu niemniej entuzjastycznie. Słońce świeciło i grzało tak mocno, że gospodarze rozpięli nieco kurtki i podciągnęli do góry czapki, chcąc nieco ochłodzić spocone czoła. Powietrze pachniało czystością i miodową słodyczą budzących się w drzewach soków. I choć śnieg skrzypiał pod stopami a nagie, srebrzyste gałęzie mijanych buków zdawały się być pogrążone w głębokim, zimowym śnie, to jednak wyczuwało się w przyrodzie delikatną zmianę. Kątem oka spostrzegłam tańczącą wśród młodych buków Izoldę, radosną wróżkę przedwiośnia. Jej seledynowy szal powiewał na wietrze i migotał szmaragdowo sprawiając wrażenie, jakby młode listeczki zdecydowały się już pokazać swą świeżą urodę. Izolda nuciła ożywczym, turkusowym głosem i tkliwie gładziła każde drzewo, każdy mijany krzak. Uśmiechnęłam się do niej porozumiewawczo a ona odwzajemniła mój uśmiech a potem pobiegła dalej i wkrótce zniknęła mi z oczu. Jej tropem ruszyły zaciekawione psy. Isia wolała pozostać w pobliżu gospodarzy i jak zwykle biegła przed siebie podnosząc wysoko nóżki i wywąchując w okoliczne wonie.





   Jak tylko przeszliśmy świerkowy las droga zaczęła łagodnie prowadzić w dół.  Zbliżaliśmy się do malowniczej paryi, którą Zosia z Grzesiem darzyli dużym sentymentem ze względu na porastające jej stoki prawdziwki-olbrzymy zbierane tutaj przez nich każdej jesieni. Gospodarze pogrążyli się w rozmowie o swych wspaniałych grzybobraniach i schodząc ostrożnie łagodnym zboczem zagwizdali na psiny węszące za czymś na szczycie wzgórza. Chwilę potem Uzia, Acuś i Ipcia przybiegły na wezwanie a następnie skacząc niby górskie kozice w try miga znalazły się na dnie doliny. Tylko Isia zaczęła się dziwnie ociągać i bez uprzedniej swobody powolutku schodzić w dół, zatrzymując się co krok i podkulając pod siebie tak zwykle radosny pióropusz ogona. 


   Na samym dole leżały dwa wywrócone przez zimową wichurę grube pnie sosen. Prawdopodobnie spoczywały tu od dawna, gdyż pokryte były kilkucentymetrową warstwą śniegu, na której widniało tylko odcisków sarnich kopytek. Musiały tędy przebiec, aby dostać się do położonego po drugiej strony doliny gęstego, liściastego lasu, gdzie pewnie miały swoje ostoje. Obok pni dostrzec też można było ogromne ślady racic dzików i na ich widok dobry humor moich gospodarzy nieco zrzedł.



- Ech, to na pewno nic takiego! – orzekł w końcu Grześ przekraczając zwalone pnie.
- Te dzicze ślady wyglądają na bardzo stare! Nie ma co się bać! – dodał i wyciągnął dłoń ku żonie pomagając jej dostać się na drugą stronę.
- Isia, Isiu kochana! No chodź, chodź malutka! – zawołała Zosia dostrzegłszy , że biała psinka napotkawszy przed sobą przeszkodę kręci się bezradnie w kółko i bez powodzenia próbuje jakoś obejść tamujące jej przejście pnie.
- Chodźmy wyżej! Jak się trochę oddalimy to Isia na pewno za nami poleci! – zaproponował gospodarz i ruszył przed siebie a wraz z nim trójka rozbrykanych radośnie psów.

    Jednak Isia nie reagowała na wołania Zosi. Zdezorientowana i przelękniona stała za powaloną sosną i drżała nie wiedząc co ze sobą począć. W końcu położyła się zrezygnowana czekając chyba na jakieś zmiłowanie…



24 komentarze:

  1. Świetnie, że pajęczyca powraca :). Isia to cudowna i mądra psinka, wspaniale się czytało. Izolda to i u nas jest, a ze swoją obecnością w ogóle się już nie kryje. Mieliście cudowny spacer, jednak wydaje mi się, że na widok takich psów dziki trzymały się z daleka ;). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pajęczyca poczuła we krwi przedwiośnie i to ją ożywiło. Oby to przedwiosnie rzeczywiscie trwało. Wszystkim to obecne ocieplenie robi dobrze. Oby sie wróżka Izolda roztańczyła i rozśpiewała na dobre!:-))

      Usuń
  2. Psy wiedza zawsze wiecej od nas, a juz szczegolnie te, ktorym brak jednego ze zmyslow, bo pozostale maja bardziej wyostrzone. Na moje oko Isia wcale nie bala sie przeskoczyc pnia, ale chciala ostrzec gospodarzy przed niebezpieczenstwem, "dzikim" niebezpieczenstwem.
    No no, ciekawe, co z tego wyniklo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codzienna obserwacja mojej Isi-Misi potwierdza to, o czym piszesz Aniu. Ona naprawdę czuje więcej...

      Usuń
  3. I u mnie od kilku dni słońce operuje największą mocą. Śnieg znika w galopującym tempie. A ptaki to już tak pięknie śpiewają. Kilka razy wychodziłam na spacer wokół swojego osiedla, są fajne tereny. Jednak nie robiłam zdjęć, to co jest piękne dla oczu nie koniecznie jest fotogeniczne.
    Nie to co u pajęczycy i przemiłych gospodarzy. A brykające psiny przeurocze. A Isia nie zawsze musi być samodzielna, a może to tylko takie instynktowne zasygnalizowanie, stop wracamy, dość jak na ten raz. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy u nas śnieg da radę zniknąc przed nastepnymi opadami, któe są zdaje się, na weekend prognozowane. Ale jesli będą plusowe temperatury, to jest szansa diametralną zmianę aury i wyglądu otoczenia.U nas spod sniegu i lodu ukazują sie na podwórzu psie kupki i ich kostki do ogryzania. Oj, niepięknie to wyglada!:-))

      Usuń
  4. Lepiej szybko pisz kolejna czesc, bo ja sobie tu reke do lokcia z ciekawosci obgryze.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, nie mogę się tak stresować! Adelko, napisz szybko, czy Isia nie skręciła łapki albo czy jej się coś nie wbiło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie! Spokojnie, Iwonko! Żadna krzywda sie Isi nie stała!:-)

      Usuń
  6. Pajeczyco dwojga imion, czy ty czytasz w myslach na tak wielka odleglosc, czy tez Twoi pobratymcy przezemnie holubieni przeslali Ci jakas tajemna droga moje mysli? Juz przy poprzedniej opowiesci chcialam poprosic o opowiesc o Isi i az oczom nie wierzylam, jak dzisiaj tutaj zerknelam :).
    Ty mnie chyba w nerwice wpedzisz, przerywajac opowiesc w takim momencie ;).
    Moja kocica chyba tez chciala Cie pozdrowic, bo wskoczyla na klawiature i cos zaczela pisac, ale potem zrezygnowala, bo po pajeczemu jakos jej nie idzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm...Zdaje się, iz pajęczyce mają zdolności telepatyczne!Jednak dotyczą one tylko bliskich jej duchowo osób, bo tylko między takimi mozna pleść delikatne niteczki zrozumienia!:-))
      Isia na pewno zasługuje na swoją opowieść. Mamy przecież rzadką moznosc obserwowania rozwoju niewidomego psa i podziwu dla umiejętnosci jego adaptacji do zycia oraz znajdowania własnych, odmiennych sposobów na oswojenie rzeczywistosci. A poza wszystkim Isia-Misia jest zwyczajnym psem i tak staramy sie ją traktować (choc czasem sie nie da, bo ona budzi tyle czułosci i wzruszenia w naszych sercach, że aż człowieka ciagnie by ją więcej niż inne pieścić i rekompensować jej to jej uposledzenie):-)
      Pozdrawiam serdecznie Ciebie, Moniko i Twą mądrą kocicę! (w jakimkolwiek języku by do mnie nie napisała, wszystko pojmę, bo to kwestia telepatii międzygatunkowej):-))

      Usuń
  7. Tak właśnie wygląda życie zgodnie z naturą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu! Bliskosc natury uczy nas życia w zgodzie z nią, uczy pokory i szacunku, daje spokój duszy...

      Usuń
  8. Czyżby psinka wyczuła dziki ? U nas też sporo śladów dzików w lesie...zawsze boję się, że się na nie natkniemy w czasie spaceru...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też boję sie dzików. To przeciez ogromne i w stadzie bardzo niebezpieczne zwierzęta...

      Usuń
  9. Czekam na ciąg dalszy! Co z Isią? Pocieszam się, że ma dobrych opiekunów i na pewno żadna krzywda jej nie spotka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opiekujemy się Isia-Misią najlepiej jak umiemy. Dostaje od nas serce i odpłaca się sercem...

      Usuń
  10. Masz piękne tereny do spacerowania z pieskami.
    Ja też mieszkam blisko lasu, więc korzystam na całego.
    Zima w promieniach słońca jest śliczna, ale ja tęsknię już za latem.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - mieszkam w pieknych okolicach Podkarpacia i cieszę sie, że turyści nie odkryli dla siebie jeszcze tej krainy. Dzieki temu mam tutaj spokój i bezludzie, a to lubie najbardziej.
      A Ty Mario, w jakich okolicach mieszkasz?
      Dziękuję za odwiedizny na moim blogu i pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  11. ciekawy zimowy spacer...
    zgadzam się, że trzeba spróbować dać szansę na znalezienie rozwiązania, czy to psu, czy młodzieży.
    Warto odczekać chwil.ę a nie wyręczać od razu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy spacer jest podobny do siebie, ale i każdy inny. Czasem dzieje sie coś niespodziewanego, wartego opowiadania.
      A psy i dzieci potrzebują sporo niezależnosci i poczucia wolności. Im starsze, tym bardziej. Trzeba to szanować...

      Usuń
  12. Całkiem jeszcze zimowy ten spacer, u nas na nizinie i ziemi czarnej sporo i ptasie, tęskne krzyki i wiatru gwizdanie w zimnym i pustym kominie. Dobrze byłoby, w życiu po życiu, być Waszym psem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W górzystym terenie śnieg utrzymuje sie o wiele dłużej i wiosna o wiele później niz gdzie indziej przychodzi. Mimo dodatnich temperatur nadal za oknem widze białe przestrzenie.
      Też bym czasem chciała być psem, Krystynko...To taki prosty, szczery, dobry świat.

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze komentarze!:-))