niedziela, 19 lutego 2017

Okiem pajęczycy – „Isia”, cz.2





   Widząc dziwne zachowanie swej pupilki Zosia podeszła do niej i przykucnęła przemawiając do przerażonego biedactwa najsłodszymi słowy i głaszcząc je po główce. Próbowała namówić Isię do ruszenia się z miejsca. Do nabrania odwagi koniecznej do przełamania niezrozumiałego lęku, przezwyciężenia bariery niepozwalającej na ruszenie się z dolinki. Kobieta chodziła wzdłuż tamującego przejście pnia, tupała głośno i tymi sygnałami dźwiękowymi próbowała pokazać Isi najdogodniejszy do przejścia punkt. Nadal jednak nie było żadnej reakcji ze strony białej psiny. Stojący na szczycie wzgórza Grzesiek gwizdał, nawoływał, cmokał i wołał na pomoc pozostałe psy, mając nadzieję, że zainteresują się nietypowym zachowaniem niewidomej suni i wrócą do niej a potem zachęcą do dalszego biegu wraz z nimi. Niestety, psom ani w głowie był powrót do doliny. Acuś i Ipcia pomykały między drzewami, bawiły się w gonionego i w berka, skakały po górkach i łapały w pyski suche gałązki próbując je sobie potem nawzajem odebrać. Uzia tymczasem tarzała się beztrosko w śniegu i co jakiś czas popatrywała z łobuzerskim błyskiem w oku na swego pana stojącego w pobliżu.  



   Zosia wiedziała z doświadczenia, iż zapięcie psinki na smycz nic tu nie pomoże. Isia z całego serca nie cierpiała uwięzi i nie było siły by namówić ją do chodzenia na smyczy. Wszelkie próby kończyły się zazwyczaj tym, że zapierała się jak osioł i trzeba było ją ciągnąć za głowę albo też jakimś cudem wysmykiwała łepek z obroży i uciekała w przeciwną stronę a potem bardzo trudno było ją namówić na powrót.



   Jeszcze miesiąc temu gospodyni łatwo było w różnych sytuacjach podnieść Isię. Często tak robiła wstawiając ją na przykład na małżeńskie łóżko w sypialni, gdzie wraz z Grzesiem niczym na łajbie ratunkowej już panoszyła się reszta psisk i tylko białej sunieczki brakowało do kompletu.  A kiedy Isia  układała się między ciepłymi ciałami pobratymców Zosia  dołączała do tej gromady rozbitków i wszyscy razem bawili się, pieścili, tarmosili i przekomarzali w nieskończoność. To były ulubione chwile dnia tej zwierzęco-ludzkiej rodzinki. Ja, pajęczyca często podpatrywałam te ich sypialniane zabawy i żałowałam, iż sama jestem zbyt mała i krucha by móc do nich dołączyć. Marzyło mi się zjedzenie jakiegoś czarodziejskiego, powiększającego ciasteczka, umożliwiającego mi niczym Alicji z krainy czarów czynne uczestnictwo w tych cudownych chwilach…A co do Isi, to ostatnimi czasy bez żadnych magicznych ciasteczek niewidoma sunia tak urosła i przybrała na wadze, że gospodyni dawała tylko radę pomóc jej się wdrapać na wysokie łoże. Gospodarze za nic jednak nie wyrzekliby się tej wspólnej zabawy, tego błogiego czasu największej bliskości i czułego zjednoczenia. Och, jak dobrze ich rozumiałam…



   Wracając jednak do zimowej przygody, to chyba nie było innego wyjścia, jak wzięcie małej a całkiem już dużej Isi na ręce. Zosia stęknęła mocno i złapawszy psinkę jedną ręką pod tylnią nogą a drugą pod klatką piersiową uniosła ją i z wielkim trudem wstała.



- Co ty wyprawiasz, Zosiu! Ona jest już na to za ciężka! Jeszcze się podźwigniesz! – zawołał oddalony od niej od kilkanaście metrów Grzesiek.
- Nie martw się! Dam radę! To tylko kilka metrów! – wydyszała Zosia i trzymając mocno sztywną ze strachu Isię przekroczyła oba zwalone pnie. Na tyle tylko starczyło jej siły, choć widać było, że najchętniej zaniosłaby „maleństwo” aż na szczyt wzgórza. Nie raz tak przecież robiła, gdy psinka naprawdę była jeszcze malutka i trzeba było ją ponieść, gdy się zmęczyła albo czegoś przestraszyła. To, co kiedyś było tak proste dzisiaj stało się jednak niemożliwością i chcąc nie chcąc kobieta kilka metrów dalej postawiła Isię na ziemi, licząc na to, że teraz wszystko pójdzie łatwiej, że sunia chętnie ruszy w górę.


   Niestety, jej nadzieje były płonne.  Postawiona na śniegu Isia zachowywała się jak człowiek tuż po zejściu z karuzeli. Zupełnie zdezorientowana zakręciła się w kółko a potem zaczęła wracać w miejsce, z którego przed chwilą Zosia ją zabrała. I znowu nie reagowała na wołania, tak jakby coś poprzestawiało jej się w głowie i zapomniała swego imienia albo przestała ufać swoim opiekunom. Gospodyni była tym wszystkim przerażona. Nie potrafiła zrozumieć irracjonalnego, jej zdaniem, zachowania Isi. 



- Tylko nie bierz jej znowu na ręce, bo naprawdę zrobisz sobie krzywdę! – zawołał Grzesiek.
- Chodź tu do mnie na górę i razem na nią poczekamy. Myślę, że jak Isia poczuje, że jest sama a my daleko to chcąc nie chcąc przyjdzie do nas. Trzeba po prostu dać jej trochę czasu! – tłumaczył wspinającej się ku niemu żonie.



   Przez następne kilka minut oboje stali na szczycie wzgórza i w milczeniu, ze ściśniętymi ze współczucia sercami obserwowali poczynania niewidomej suni. Samotna i zdana na siebie psinka najpierw stała nieruchomo i chyba zastanawiała się, co ze sobą począć. Potem zaczęła kręcić się i intensywnie wąchać śnieg miejsce przy miejscu. Następnie usiadła i unosząc w górę nosek usiłowała wyłowić jakiś znajomy zapach. Widać było, iż jest bardzo zaniepokojona. Popiskiwała co chwilę i nawet z tej odległości widać było, iż mocno drży. Jednak nie robiła nic by zbliżyć się do oczekujących na nią gospodarzy. Nie interesowały ją też głosy buszujących w pobliżu Ipci i Acusia. Uparcie trwała w swym tajemniczym świecie ciemności zmagając się z władającym nią niepokojem. Wreszcie widząc, iż czekanie na Isię przeciąga się ponad miarę Zosia znowu zaczęła ją nawoływać a Grzesiek wtórował jej gwiżdżąc i świszcząc przez palce.



   I wreszcie Isia ruszyła w górę. Powoli, powolutku, przystając co chwilę i zastanawiając się nad każdym kolejnym krokiem. A kiedy była już przy gospodarzach ci wyściskali ją z radości i wzruszenia. Czuli jednak, iż psinka nie odzyskała zwykłej swej swobody i beztroski. Ziajała głośno, była spięta a serce waliło jej jak młotem. I choć teoretycznie powinna już czuć się bezpieczna i chcieć jak najszybciej oddalić się od tego przerażającego ją miejsca nie miała najmniejszej ochoty by iść dalej.  Przez moment wyglądało nawet jakby chciała znowu wrócić do dolinki, jakby było tam coś, co jak magnes ją przyciągało. Jednak gospodarze czym prędzej zaczęli stamtąd odchodzić, żeby psina pobiegła za nimi i zapomniała o tak dziwnie przyciągająco działającym na nią dnie paryi.



   Tymczasem w pobliżu pojawiła się reszta psów i minąwszy Isię w szalonym pędzie sprawiła, że sunia dołączyła do swej psiej rodziny i zagłębiła się wraz z nią w las. Jednakże, kiedy po kilku minutach psiska przybiegły do gospodarzy, Isia znowu pozostała daleko w tyle i stojąc samotnie między drzewami wyglądała jak dziki piesek polarny, który nie ma nic wspólnego z oczekującymi ją kilkanaście metrów dalej opiekunami.


 - Co to się dzieje? Isia nam zwariowała czy co? Jeszcze nigdy się tak nie zachowywała! – przeraziła się znowu Zosia.
- Pewnie to zdarzenie w dolince było dla niej bardzo traumatyczne i sunia przeżywa to do tej pory – odrzekł Grzesiek spoglądając z troską na bielejącą w oddali sylwetkę samotnej Isi.


- Koniecznie trzeba nauczyć ją chodzenia na smyczy, bo jeśli takie sytuacje będą się powtarzać, to nie wiem, co zrobimy. Ja nie mam siły jej wciąż dźwigać! – szepnęła gospodyni do teraz czująca w mięśniach zmęczenie po niedawnym podnoszeniu ważącego około dwudziestu kilogramów psa.
- Ja też nie mam! Oboje przecież mamy problem z kręgosłupami. Dlatego między innymi zrezygnowaliśmy z hodowli kóz. Nie możemy podnosić Isi. Ona musi się przełamać i przyjść od nas. Poczekajmy na nią. Przecież jest ciepło i nigdzie nam się nie śpieszy – szepnął gospodarz i wystawił twarz ku słońcu, wyglądającemu teraz ciekawie zza koron buków.
- No tak, chyba nie ma innego wyjścia – westchnęła kobieta – A swoją drogą powinniśmy się zastanowić nad powodami tego nietypowego zachowania białej suni.  Może coś ją w tej paryi dzisiaj szczególnie zainteresowało albo przeraziło?
- Chyba tak! Bo przecież jesienią była tu z nami nie raz i zachowywała się zupełnie normalnie. Niczego się nie bała i biegła za nami wesoło tak, jak reszta psów. Mamy zresztą z tego miejsca kilkanaście fajnych zdjęć, będących dowodem, że rzeczywiście tak było – szepnął mężczyzna przypomniawszy sobie znowu o aparacie fotograficznym i wykonując serię zimowych ujęć pogrążonej w zimowym śnie doliny.
- A może w tej wielkiej dziurze na dole, wiesz tej przy potoku, tej,  do której zawsze właziły kozy coś jest? Może chowa się tam jakieś zwierzę i Isia wyczuła je swymi wrażliwymi zmysłami, podczas gdy reszta psów niczego nie zauważyła?- rozmyślała gospodyni.
- A ja sądzę, że raczej coś tam niedawno było i zostawiło po sobie intensywny zapach. Może mieszkał tam jakiś lis albo zając? – zastanawiał się gospodarz – Bo dzik chyba by się tam nie zmieścił? Zresztą dziki żyją w gromadzie. Oddalają się od stada tylko, gdy są chore albo postrzelone…
- Wiesz co? Pójdę zajrzeć do tej dziury!- postanowiła ni z tego ni z owego Zosia i nie czekając na odpowiedź męża zaczęła z powrotem zbiegać w dół opuszczonej dopiero co dolinki…



26 komentarzy:

  1. Sama się zastanawiam, co tam, w tej dziurze może być! Z niecierpliwością czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. I znow przerwa w TAKIM momencie... miej litosc Pajeczyco:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zosiu, nie idź, tam chyba stary niedźwiedź śpi i nie wiadomo czy mocno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Olaaa!!! Ty mnie chcesz koniecznie wykonczyc! W takiej chwili radosnie sobie przerywasz narracje, a mnie az skreca z nerf i ciekawosci. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie są podobno prawidła opowieści w odcinkach!:-))

      Usuń
  5. Pajęczyco nie masz litości nad nami, pozwalasz przerwać pisanie w takim momencie. A gospodyni taka odważna, no no. Myślę, że długo nie dasz nam czekać na rozwiązanie zagadki. Póki co pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pajęczyca po prostu stara się tak opowiadać, by miało sie ochotę na ciąg dalszy...
      Pozdrawiam i ja, Olu!:-))

      Usuń
  6. Umiesz budować napięcie Adelo Hildegardo,ale nie każ długo czekać co dalej,a Zosia odważna oj odważna!!
    Serdecznie pozdrawiamy Jaworową Krainę♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, staram sie, staram by było choć troszke ciekawie!:-)
      Elżbietko, i my pozdrawiamy Was bardzo serdecznie!♥♥

      Usuń
  7. zaciekawiona przysiadam...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przerwa w takim momencie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Zosia to dzielna Osóbka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona ma tylko takie napady odwagi a zazwyczaj raczej jest lękliwa!:-)

      Usuń
  10. Pajeczyco, litosci... toz to spac nie bede mogla, wyobrazajac sobie, co w tej dziurze moglo sie kryc...

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, nie na żarty się zaniepokoiłam, co też tam takiego jest. Boję się o sunieczkę.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze komentarze!:-))