Widząc dziwne zachowanie swej pupilki Zosia
podeszła do niej i przykucnęła przemawiając do przerażonego biedactwa
najsłodszymi słowy i głaszcząc je po główce. Próbowała namówić Isię do ruszenia się
z miejsca. Do nabrania odwagi koniecznej do przełamania niezrozumiałego lęku, przezwyciężenia
bariery niepozwalającej na ruszenie się z dolinki. Kobieta chodziła wzdłuż
tamującego przejście pnia, tupała głośno i tymi sygnałami dźwiękowymi próbowała pokazać Isi najdogodniejszy do
przejścia punkt. Nadal jednak nie było żadnej reakcji ze strony białej psiny.
Stojący na szczycie wzgórza Grzesiek gwizdał, nawoływał, cmokał i wołał na
pomoc pozostałe psy, mając nadzieję, że zainteresują się nietypowym zachowaniem
niewidomej suni i wrócą do niej a potem zachęcą do dalszego biegu wraz z nimi.
Niestety, psom ani w głowie był powrót do doliny. Acuś i Ipcia pomykały między
drzewami, bawiły się w gonionego i w berka, skakały po górkach i łapały w pyski
suche gałązki próbując je sobie potem nawzajem odebrać. Uzia tymczasem tarzała się
beztrosko w śniegu i co jakiś czas popatrywała z łobuzerskim błyskiem w oku na
swego pana stojącego w pobliżu.
Zosia wiedziała
z doświadczenia, iż zapięcie psinki na smycz nic tu nie pomoże. Isia z całego
serca nie cierpiała uwięzi i nie było siły by namówić ją do chodzenia na
smyczy. Wszelkie próby kończyły się zazwyczaj tym, że zapierała się jak osioł i
trzeba było ją ciągnąć za głowę albo też jakimś cudem wysmykiwała łepek z
obroży i uciekała w przeciwną stronę a potem bardzo trudno było ją namówić na
powrót.
Jeszcze miesiąc temu gospodyni łatwo było w
różnych sytuacjach podnieść Isię. Często tak robiła wstawiając ją na przykład
na małżeńskie łóżko w sypialni, gdzie wraz z Grzesiem niczym na łajbie
ratunkowej już panoszyła się reszta psisk i tylko białej sunieczki brakowało do
kompletu. A kiedy Isia układała się między ciepłymi ciałami
pobratymców Zosia dołączała do tej
gromady rozbitków i wszyscy razem bawili się, pieścili, tarmosili i
przekomarzali w nieskończoność. To były ulubione chwile dnia tej
zwierzęco-ludzkiej rodzinki. Ja, pajęczyca często podpatrywałam te ich sypialniane zabawy i żałowałam,
iż sama jestem zbyt mała i krucha by móc do nich dołączyć. Marzyło mi się
zjedzenie jakiegoś czarodziejskiego, powiększającego ciasteczka, umożliwiającego
mi niczym Alicji z krainy czarów czynne uczestnictwo w tych cudownych chwilach…A
co do Isi, to ostatnimi czasy bez żadnych magicznych ciasteczek niewidoma sunia tak urosła i przybrała na wadze,
że gospodyni dawała tylko radę pomóc jej się wdrapać na wysokie łoże. Gospodarze
za nic jednak nie wyrzekliby się tej wspólnej zabawy, tego błogiego czasu największej
bliskości i czułego zjednoczenia. Och, jak dobrze ich rozumiałam…
Wracając jednak do zimowej przygody, to chyba
nie było innego wyjścia, jak wzięcie małej a całkiem już dużej Isi na ręce. Zosia
stęknęła mocno i złapawszy psinkę jedną ręką pod tylnią nogą a drugą pod klatką
piersiową uniosła ją i z wielkim trudem wstała.
- Co ty
wyprawiasz, Zosiu! Ona jest już na to za ciężka! Jeszcze się podźwigniesz! – zawołał
oddalony od niej od kilkanaście metrów Grzesiek.
- Nie martw się!
Dam radę! To tylko kilka metrów! – wydyszała Zosia i trzymając mocno sztywną ze
strachu Isię przekroczyła oba zwalone pnie. Na tyle tylko starczyło jej siły,
choć widać było, że najchętniej zaniosłaby „maleństwo” aż na szczyt wzgórza.
Nie raz tak przecież robiła, gdy psinka naprawdę była jeszcze malutka i trzeba
było ją ponieść, gdy się zmęczyła albo czegoś przestraszyła. To, co kiedyś było
tak proste dzisiaj stało się jednak niemożliwością i chcąc nie chcąc kobieta kilka
metrów dalej postawiła Isię na ziemi, licząc na to, że teraz wszystko pójdzie
łatwiej, że sunia chętnie ruszy w górę.
Niestety, jej nadzieje były płonne. Postawiona na śniegu Isia zachowywała się jak
człowiek tuż po zejściu z karuzeli. Zupełnie zdezorientowana zakręciła się w
kółko a potem zaczęła wracać w miejsce, z którego przed chwilą Zosia ją
zabrała. I znowu nie reagowała na wołania, tak jakby coś poprzestawiało jej się
w głowie i zapomniała swego imienia albo przestała ufać swoim opiekunom.
Gospodyni była tym wszystkim przerażona. Nie potrafiła zrozumieć
irracjonalnego, jej zdaniem, zachowania Isi.
- Tylko nie
bierz jej znowu na ręce, bo naprawdę zrobisz sobie krzywdę! – zawołał Grzesiek.
- Chodź tu do
mnie na górę i razem na nią poczekamy. Myślę, że jak Isia poczuje, że jest
sama a my daleko to chcąc nie chcąc przyjdzie do nas. Trzeba po prostu dać jej
trochę czasu! – tłumaczył wspinającej się ku niemu żonie.
Przez następne kilka minut oboje stali na
szczycie wzgórza i w milczeniu, ze ściśniętymi ze współczucia sercami
obserwowali poczynania niewidomej suni. Samotna i zdana na siebie psinka najpierw
stała nieruchomo i chyba zastanawiała się, co ze sobą począć. Potem zaczęła
kręcić się i intensywnie wąchać śnieg miejsce przy miejscu. Następnie usiadła i
unosząc w górę nosek usiłowała wyłowić jakiś znajomy zapach. Widać było, iż jest
bardzo zaniepokojona. Popiskiwała co chwilę i nawet z tej odległości widać
było, iż mocno drży. Jednak nie robiła nic by zbliżyć się do oczekujących na
nią gospodarzy. Nie interesowały ją też głosy buszujących w pobliżu Ipci i
Acusia. Uparcie trwała w swym tajemniczym świecie ciemności zmagając się z władającym nią
niepokojem. Wreszcie widząc, iż czekanie na Isię przeciąga się ponad miarę
Zosia znowu zaczęła ją nawoływać a Grzesiek wtórował jej gwiżdżąc i świszcząc
przez palce.
I wreszcie Isia ruszyła w górę. Powoli,
powolutku, przystając co chwilę i zastanawiając się nad każdym kolejnym
krokiem. A kiedy była już przy gospodarzach ci wyściskali ją z radości i wzruszenia.
Czuli jednak, iż psinka nie odzyskała zwykłej swej swobody i beztroski. Ziajała głośno, była
spięta a serce waliło jej jak młotem. I choć teoretycznie powinna już czuć się bezpieczna
i chcieć jak najszybciej oddalić się od tego przerażającego ją miejsca nie
miała najmniejszej ochoty by iść dalej.
Przez moment wyglądało nawet jakby chciała znowu wrócić do dolinki, jakby
było tam coś, co jak magnes ją przyciągało. Jednak gospodarze czym prędzej
zaczęli stamtąd odchodzić, żeby psina pobiegła za nimi i zapomniała o tak
dziwnie przyciągająco działającym na nią dnie paryi.
Tymczasem w pobliżu pojawiła się reszta psów
i minąwszy Isię w szalonym pędzie sprawiła, że sunia dołączyła do swej psiej
rodziny i zagłębiła się wraz z nią w las. Jednakże, kiedy po kilku minutach
psiska przybiegły do gospodarzy, Isia znowu pozostała daleko w tyle i stojąc
samotnie między drzewami wyglądała jak dziki piesek polarny, który nie ma nic wspólnego
z oczekującymi ją kilkanaście metrów dalej opiekunami.
- Co to się dzieje? Isia nam zwariowała czy
co? Jeszcze nigdy się tak nie zachowywała! – przeraziła się znowu Zosia.
- Pewnie to
zdarzenie w dolince było dla niej bardzo traumatyczne i sunia przeżywa to do
tej pory – odrzekł Grzesiek spoglądając z troską na bielejącą w oddali sylwetkę
samotnej Isi.
- Koniecznie
trzeba nauczyć ją chodzenia na smyczy, bo jeśli takie sytuacje będą się powtarzać,
to nie wiem, co zrobimy. Ja nie mam siły jej wciąż dźwigać! – szepnęła gospodyni
do teraz czująca w mięśniach zmęczenie po niedawnym podnoszeniu ważącego około dwudziestu kilogramów psa.
- Ja też nie
mam! Oboje przecież mamy problem z kręgosłupami. Dlatego między innymi zrezygnowaliśmy
z hodowli kóz. Nie możemy podnosić Isi. Ona musi się przełamać i przyjść od
nas. Poczekajmy na nią. Przecież jest ciepło i nigdzie nam się nie śpieszy –
szepnął gospodarz i wystawił twarz ku słońcu, wyglądającemu teraz ciekawie zza
koron buków.
- No tak,
chyba nie ma innego wyjścia – westchnęła kobieta – A swoją drogą powinniśmy się
zastanowić nad powodami tego nietypowego zachowania białej suni. Może coś ją w tej paryi dzisiaj szczególnie
zainteresowało albo przeraziło?
- Chyba tak!
Bo przecież jesienią była tu z nami nie raz i zachowywała się zupełnie normalnie.
Niczego się nie bała i biegła za nami wesoło tak, jak reszta psów. Mamy zresztą z tego miejsca kilkanaście fajnych zdjęć, będących dowodem, że rzeczywiście tak
było – szepnął mężczyzna przypomniawszy sobie znowu o aparacie fotograficznym i
wykonując serię zimowych ujęć pogrążonej w zimowym śnie doliny.
- A może w tej
wielkiej dziurze na dole, wiesz tej przy potoku, tej, do której zawsze właziły kozy coś jest? Może chowa
się tam jakieś zwierzę i Isia wyczuła je swymi wrażliwymi zmysłami, podczas gdy
reszta psów niczego nie zauważyła?- rozmyślała gospodyni.
- A ja sądzę,
że raczej coś tam niedawno było i zostawiło po sobie intensywny zapach. Może mieszkał
tam jakiś lis albo zając? – zastanawiał się gospodarz – Bo dzik chyba by się tam
nie zmieścił? Zresztą dziki żyją w gromadzie. Oddalają się od stada tylko, gdy
są chore albo postrzelone…
- Wiesz co? Pójdę
zajrzeć do tej dziury!- postanowiła ni z tego ni z owego Zosia i nie czekając
na odpowiedź męża zaczęła z powrotem zbiegać w dół opuszczonej dopiero co dolinki…
Sama się zastanawiam, co tam, w tej dziurze może być! Z niecierpliwością czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńJuż wkrótce ciąg dalszy!:-)
UsuńI znow przerwa w TAKIM momencie... miej litosc Pajeczyco:))
OdpowiedzUsuńChi, chi, chi!:-))
UsuńBardzo smutno ...
OdpowiedzUsuńTak, czasem tak jest...
UsuńZosiu, nie idź, tam chyba stary niedźwiedź śpi i nie wiadomo czy mocno!
OdpowiedzUsuńOj, ta Zosia jest niepoprawna!:-)
UsuńOlaaa!!! Ty mnie chcesz koniecznie wykonczyc! W takiej chwili radosnie sobie przerywasz narracje, a mnie az skreca z nerf i ciekawosci. :)))
OdpowiedzUsuńTakie są podobno prawidła opowieści w odcinkach!:-))
UsuńPajęczyco nie masz litości nad nami, pozwalasz przerwać pisanie w takim momencie. A gospodyni taka odważna, no no. Myślę, że długo nie dasz nam czekać na rozwiązanie zagadki. Póki co pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPajęczyca po prostu stara się tak opowiadać, by miało sie ochotę na ciąg dalszy...
UsuńPozdrawiam i ja, Olu!:-))
Słuchajcie Isi!
OdpowiedzUsuńNo właśnie!:-)
UsuńUmiesz budować napięcie Adelo Hildegardo,ale nie każ długo czekać co dalej,a Zosia odważna oj odważna!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiamy Jaworową Krainę♥♥
Oj, staram sie, staram by było choć troszke ciekawie!:-)
UsuńElżbietko, i my pozdrawiamy Was bardzo serdecznie!♥♥
zaciekawiona przysiadam...
OdpowiedzUsuń:)
Zapraszam!:-)
UsuńPrzerwa w takim momencie...
OdpowiedzUsuńTak właśnie być powinno!:-)
UsuńZosia to dzielna Osóbka:-)
OdpowiedzUsuńOna ma tylko takie napady odwagi a zazwyczaj raczej jest lękliwa!:-)
UsuńPajeczyco, litosci... toz to spac nie bede mogla, wyobrazajac sobie, co w tej dziurze moglo sie kryc...
OdpowiedzUsuńJuż, już opowiadam co dalej!:-)
UsuńOj, nie na żarty się zaniepokoiłam, co też tam takiego jest. Boję się o sunieczkę.
OdpowiedzUsuńNie martw się, Errato!:-)
Usuń